Przed wybuchem pandemii podróżni spędzali na lotnisku przed odlotem średnio półtorej godziny, mówił w czasie konferencji Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) jego wiceprezes Conrad Clifford. W pierwszej połowie roku w okresie największego wzmożenia ruchu czas ten wydłużył się do trzech godzin, a ruch wrócił dopiero do 30 procent tego notowanego przed covidem - relacjonuje Niemiecka Agencja Prasowa dpa.
Czas oczekiwania na lot może się dalej wydłużać wraz ze zwiększaniem się liczby pasażerów. - Z naszych modeli analitycznych wynika, że przy ruchu wielkości 75 procent notowanego przed pandemią czas oczekiwania na lot może dojść do 5,5 godziny, jeśli odprawa pasażerska nie zostanie usprawniona - mówi Clifford. Przy całkowitym powrocie do normalności będzie to już nawet osiem godzin. Problemem są zarówno kontrola dokumentów zdrowia, jak i dłuższe kolejki do kontroli paszportowej po przylocie.
Rozwiązaniem problemu byłoby wdrożenie cyfrowego paszportu podróży stworzonego przez IATA. Chodzi o to, żeby pasażerowie mogli załatwić formalności i przejść kontrolę przez aplikację zanim jeszcze pojawią się na lotnisku. Na razie procedurę tę przetestowało 76 linii lotniczych na 286 trasach. Każdy z przewoźników musi sam podjąć decyzję o przystąpieniu do programu.
Czytaj więcej
W lipcu średni czas opóźnień samolotów wynosił 11 minut, czyli o 7 minut mniej niż w tym samym czasie w 2019 roku. Okazuje się jednak, że późniejsze starty częściej niż przed pandemią spowodowane są wydłużonymi procedurami dotyczących stanu zdrowia pasażerów.
Konferencja w Bostonie, na której spotkali się szefowie linii lotniczych należących do IATA, była poświęcona też sprawom ochrony środowiska. Stowarzyszenie postawiło sobie za cel, by do 2050 roku branża stała się neutralna dla klimatu.