Linie lotnicze inwestują zyski w poprawę jakości

Nieduże państwowe linie lotnicze, w tym LOT, wcześniej czy później zostaną wchłonięte przez dużych przewoźników - prognozuje sekretarz generalny IATA Tony Tyler. Na razie Europa powinna się uporać z problemem kontrolowania ruchu lotniczego

Publikacja: 12.06.2015 07:24

Tony Tyler, sekretarz generalny IATA

Tony Tyler, sekretarz generalny IATA

Foto: Bloomberg

Danuta Walewska: Z ostatniej prognozy IATA wynika, że linie lotnicze zarobią w tym roku prawie 30 mld dolarów. Co z tego będą mieli pasażerowie?

Tony Tyler, sekretarz generalny Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych (IATA): Już mają. Przewoźnicy inwestują przede wszystkim w nowe samoloty, którymi wożą pasażerów. Rozmawiałem z prezesami linii amerykańskich, powiedziałem, że ich akcjonariusze powinni się cieszyć z pokaźnych dywidend. Usłyszałem, że większość zysków wraca do biznesu: na kupno maszyn, unowocześnienie floty, szkolenie załóg, zwłaszcza personelu pokładowego. Inwestują więc w to wszystko, co jest najbardziej zauważalne dla klienta. Zarządzający wiedzą doskonale, że jeśli zainwestują teraz, to zarobią więcej w przyszłości. Pasażerowie powinni zauważyć poprawę komfortu podróży, nowsze samoloty, rozbudowaną siatkę połączeń, czyli mniej przesiadek, które zawsze są uciążliwe.

Ceny biletów zaczęły powoli spadać. Można liczyć, że spadną jeszcze bardziej?

Najbardziej spadają taryfy w Ameryce, tam presja pasażerów jest największa, przewoźnikom pomaga drogi dolar. Niższe ceny zaowocowały wzrostem liczby rezerwacji – to zawsze reguła.

A nie obawia się pan, ?że w niejednym kraju ?władze uznają, że skoro linie mają tyle pieniędzy, ?to powinny się podzielić ?zyskiem z państwem?

Zawsze jest takie ryzyko. Zdaję sobie sprawę, że prawie 30 mld dolarów światowego zysku robi wrażenie. Jednak warto zwrócić uwagę, że średnia marża – wynosi około 4 procent – jest nadal malutka, a zysk 8 dolarów i 27 centów ze statystycznego światowego pasażera nie może być zadowalający. Linie zarabiają więcej w Stanach Zjednoczonych, a mniej w Europie. A przecież przewoźnicy to nie organizacje charytatywne, to przedsiębiorstwa. Niektóre rządy nie chcą tego zrozumieć.

Mówi pan „mniej w Europie", ale i w europejskim lotnictwie widać poprawę. Alitalia, która była bankrutem, znalazła inwestora i pokazała nowe samoloty. Podobnie jest z Air Serbią, ze strat wychodzi SAS.

Do tej listy trzeba dodać LOT. To, co zrobił prezes Sebastian Mikosz, jest godne podziwu, sporo o tym rozmawiamy w branży.

Niskie ceny paliw bardzo pomogły przewoźnikom w Europie. Mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby euro się tak nie osłabiło. Niestety, koszty w Europie nadal są zbyt duże: drogie lotniska, wysokie opłaty nawigacyjne, wysokie podatki, nadmiar najróżniejszych regulacji. To wszystko powoduje, że branża nie może się rozwijać jak powinna. Ale sytuacja jest lepsza niż wcześniej, pokazał się zysk, chociaż mógłby być o wiele wyższy.

Pasażerowie i linie lotnicze cierpią z powodu powtarzających się strajków kontrolerów ruchu lotniczego. Czy uda się to zmienić przez wprowadzenie wspólnych przepisów?

Zarządzanie ruchem lotniczym w Europie jest fatalne. Jest zbyt dużo bardzo silnie uzwiązkowionych organizacji, nie ma w tym żadnej logiki, ani operacyjnej, ani politycznej. Związkowcy zdają sobie sprawę, że ich siła rażenia jest ogromna, i chętnie to wykorzystują do wymuszania podwyżek płac, które i tak są bardzo wysokie. W efekcie koszty nawigacji rosną, płacą za to linie, ale za ich pośrednictwem także pasażerowie. Cierpi także wzrost gospodarczy, bo branża lotnicza mogłaby więcej dołożyć do PKB. Sumując: zarządzanie ruchem lotniczym w Europie to nieszczęście. Niebo nad Europą jest poszatkowane, rozmnożyły się centra kontroli ruchu. jest ich teraz wielokrotnie więcej, niż rzeczywiście potrzeba, trasy lotów nie są najkrótsze. To wszystko powoduje, że Europa jest droga – chociaż nie dotyczy to Polski. Cierpi środowisko naturalne z powodu emisji dwutlenku węgla, o której obniżenie tak walczy Komisja Europejska. Ale kraje członkowskie Unii mocno nacisnęły hamulec w sprawie tych negocjacji.

Dopóki rządy krajów UE nie zaczną robić tego, o czym nieustannie mówią, nie ma szans na poprawę sytuacji na europejskim niebie.

Czy większe zyski linii lotniczych spowodują przyspieszenie konsolidacji branży?

Sądzę, że tak będzie. Aer Lingus wkrótce zostanie przejęty przez International Airlines Group, czyli Iberię i British Airways. Niedługo pewnie zostanie też sprzedany LOT. W Europie mamy trzy bloki: Grupę Lufthansy, właśnie IAG i Air France KLM. Reszta to raczej mali przewoźnicy. Są jeszcze duże linie niskokosztowe – Ryanair, easyJet, Norwegian i Wizz Air, które raczej nie będą graczami na tym rynku, bo w przejmowaniu tradycyjnych linii nie ma dla nich korzyści. W tej sytuacji nieduże linie państwowe wcześniej czy później zostaną wchłonięte przez dużych graczy. Nie wiem, kiedy to się stanie, trudno o prawdopodobne prognozy.

Czy problemem w konsolidacji jest przekonanie rządów, że linia lotnicza to srebra rodowe kraju, których nie powinno się pozbywać?

To niestety nadal częsty sposób myślenia, utrudniający normalne zarządzanie biznesem. Widzimy to teraz w wypadku portugalskiego TAP-u. Opozycja mówi, że linia nie powinna być sprzedawana, chociaż jest oczywiste, że temu przewoźnikowi zastrzyk gotówki, której nie ma rząd, jest bardzo potrzebny. Źle by się stało, gdyby do tej prywatyzacji nie doszło właśnie z powodów politycznych. I zły byłby do przykład dla rynku.

Tony Tyler – sekretarz generalny Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych (IATA). Brytyjczyk urodzony w Egipcie, skończył Oksford, ma 56 lat. Karierę rozpoczął w firmie John Swire & Sons w Hongkongu w roku 1977. Rok później pracował w hongkońskich liniach lotniczych Cathay Pacific. W latach 2007 – 2011 był prezesem tej linii, często uznawanej za najlepszą na świecie.

Danuta Walewska: Z ostatniej prognozy IATA wynika, że linie lotnicze zarobią w tym roku prawie 30 mld dolarów. Co z tego będą mieli pasażerowie?

Tony Tyler, sekretarz generalny Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych (IATA): Już mają. Przewoźnicy inwestują przede wszystkim w nowe samoloty, którymi wożą pasażerów. Rozmawiałem z prezesami linii amerykańskich, powiedziałem, że ich akcjonariusze powinni się cieszyć z pokaźnych dywidend. Usłyszałem, że większość zysków wraca do biznesu: na kupno maszyn, unowocześnienie floty, szkolenie załóg, zwłaszcza personelu pokładowego. Inwestują więc w to wszystko, co jest najbardziej zauważalne dla klienta. Zarządzający wiedzą doskonale, że jeśli zainwestują teraz, to zarobią więcej w przyszłości. Pasażerowie powinni zauważyć poprawę komfortu podróży, nowsze samoloty, rozbudowaną siatkę połączeń, czyli mniej przesiadek, które zawsze są uciążliwe.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Turystyka
Nie tylko Energylandia. Przewodnik po parkach rozrywki w Polsce
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Turystyka
Turcy mają nowy pomysł na all inclusive