Straty przewoźników z tego tytułu sięgnęły wówczas 2 mld euro. Odwołano 110 tys. Lotów, przez co ucierpiało ponad 10 mln podróżnych. Służby meteorologiczne w Reykjaviku poinformowały na swojej stronie internetowej o wprowadzeniu pomarańczowego stopnia zagrożenia. Ostrzegają też, że gdyby doszło do wybuchu, skutki mogą być podobne do tych z 2010 roku. Od północy z poniedziałku na wtorek meteorologowie zanotowali tam 250 silniejszych i słabszych wstrząsów. Na razie nie ma oznak, że wulkan mógłby w najbliższych dniach wybuchnąć. Jego aktywność zwiększa się jednak z dnia na dzień.

Wulkan jest ogromny - ma 25 kilometrów szerokości i wznosi się prawie na 2 kilometry nad poziomem morza. Ostatnią erupcję popiołów i lawy Bardarbunga zanotowano 19 lat temu. Potem wybuchały Eyjafjallajokul (w 2010 roku) i Grimsvotn (w maju 2011 roku), wtedy też został sparaliżowany ruch lotniczy - początkowo tylko nad Szkocją, Hiszpanią, Portugalią, Północnymi Włochami i Austrią, a po kilku dniach także nad większością terytorium Wielkiej Brytanii. Obawiano się bowiem, że fragmenty lawy mogą uszkodzić silniki samolotów.

- Oczywiście skalę zagrożenia dla lotnictwa będzie można ocenić dopiero wówczas, kiedy zorientujemy się, jak wysoko sięgnie erupcja Bardarbunga, którego zbocza pokrywa lodowiec Vatnajokull - mówi Martin Hensh, sejsmolog z Islandzkiego Instytutu Meteorologicznego.

Eurocontrol, europejska agencja zajmująca się kontrolą ruchu powietrznego nad Europą, została poinformowana o potencjalnym zagrożeniu i przekazała stosowne informacje przewoźnikom.