Jurgów to wioska niezwykła. Na końcu Polski. Dalej jest już Słowacja. Albo na odwrót. Nikt już nie wie. Bo wieś kilka razy zmieniała przynależność państwową. Do dziś mówi się tu w dwóch językach. Nie, w trzech: polskim, słowackim i spiskim. W końcu to Spisz. Ale do rzeczy: mieszkańcy wsi kilka lat temu uwierzyli w siebie. Ponad 200 właścicieli działek położonych na zboczach granicznej góry – Górków Wierch – dogadało się ze sobą i zawiązało spółkę. W ciągu zaledwie czterech lat powstała stacja narciarska – dziś uznawana za jedną z najlepszych w Polsce. Dzięki niej zyskała cała wieś – niemal wszyscy mieszkańcy czerpią dochody z turystyki. Nawet ci, którzy nie mają udziałów w narciarskiej spółce.
– Staliśmy się wzorem dla innych – cieszy się Józef Milan Modła, pół Polak, pół Słowak. W przeszłości wójt gminy Bukowina Tatrzańska (przynależy do niej Jurgów), który rzucił posadę urzędniczą i rzucił się na narciarstwo. – Podobne do naszego przedsięwzięcia zaczęły powstawać także w innych miejscowościach. Choć trzeba przyznać, że i my na początku z zazdrością patrzyliśmy na pobliską Białkę, która rozwija się, że hej.
Wszyscy równi
Jurgowianom brakowało jednak odwagi. Pomógł im Pan Bóg, który zesłał halny. Wiatr ogołocił Górków Wierch z drzew i jurgowscy górale zauważyli na jego zboczach trasy narciarskie. Kilku zapaleńców – wśród nich m.in. ówczesny sołtys Andrzej Pawlak – ruszyło przepytywać sąsiadów i namawiać ich do wspólnego działania. Inaczej się w Jurgowie nie da. Wszystko musi być razem. Górków Wierch jest bowiem górą wspólną. – Jest tu ponad 400 działek i ponad 200 właścicieli – tłumaczy Modła. – Gdyby jeden z właścicieli nie zgodził się na budowę, nic z tego by nie wyszło.
– Tu nawet nowy dom trudno bez sąsiada postawić – śmieją się we wsi. Dlaczego? Bo działki są tu wąskie (ok. 7 m), ale długie (nawet po 300 m). Nikt nie wie dlaczego. Wersji jest sporo. Takie same działki są na wspólnej górze – ciągną się w poprzek zbocza. Okazało się, że ludziom pomysł z nartami bardzo się podoba. W 2004 r. powołano do życia spółkę, która miała się zająć budową. Na jej czele stanął odchodzący z urzędu w Bukowinie Józef Modła.
– Spółka jest specyficzna – tłumaczy. – Od początku ustalone jest bowiem, że mogą do niej należeć tylko mieszkający w Jurgowie lub ci, którzy mają tu ziemię i co najważniejsze – korzenie. I co jeszcze istotne: w naszej spółce każdy jest tak samo ważny – nawet ten, kto ma najmniejszą działkę. Jeśli on się wyłamie, cała dotychczasowa robota legnie w gruzach. Dlatego jurgowianie dbają o siebie. Zatargi są tu raczej rzadkością. Wiedzą, że zależą od siebie. I tylko dzięki wzajemnej współpracy ich wspólna inwestycja będzie szła do przodu. – Tworząc spółkę, ustalono również, że każdy staje się posiadaczem co najmniej jednego udziału – wyjaśnia Modła. – Maksymalnie można mieć tylko 300 udziałów. Chodzi o to, by jeden nie dominował. Jeśli chodzi o nasz kapitał zakładowy, to teraz będzie to 4,5 mln.