– W sytuacji, kiedy raczej nie ma szans, aby dreamlinery szybko wróciły do siatki, LOT wypożyczy dwa samoloty bez załóg od firm leasingowych – mówi „Rzeczpospolitej" rzecznik firmy Marek Kłuciński. W ten sposób w sezonie letnim LOT będzie miał pięć maszyn, najprawdopodobniej Boeingów B767-300.
Tymczasem minister skarbu Mikołaj Budzanowski uważa, że to Boeing powinien udostępnić LOT maszyny zastępcze. – Naszego przewoźnika nie stać na płacenie rat za samoloty, które nie latają. Na to mojej zgody nie będzie – mówił minister w radiu RMF FM.
Pozostałe siedem linii lotniczych, które odebrały już dreamlinery, ale nie mogą z nich korzystać, nie domaga się od Boeinga maszyn zastępczych. Wypożyczają samoloty i zbierają rachunki, które potem mają uregulować Amerykanie. Dla niektórych przewoźników, jak niskokosztowy Norwegian, opóźnienie dostaw oznacza całkowitą zmianę strategii, bo linia nie będzie mogła wprowadzić połączeń długodystansowych. W drugiej połowie tego roku Norwegian planował otwarcie rejsów z Oslo do Bangkoku.
Przewoźnicy nie naciskają jednak na Boeinga, aby przyspieszył powrót dreamlinerów do latania. W transporcie lotniczym liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo. Wręcz przeciwnie, w liniach lotniczych słychać wyrazy wsparcia dla Boeinga. Tim Clark, prezes Emirates, wierzy, że ostatecznie „Boeing da sobie z tym radę" i dodaje, że „innowacje są niezbędne w firmach, które korzystają z zaawansowanych technologii". Nie pomstuje głośno, jak to ma w zwyczaju, prezes Qatar Airways Akbar al-Baker, chociaż musiał przyciąć siatkę połączeń, nie mając nowych maszyn.
Uziemienie dreamlinerów oznaczało niespodziewane żniwa dla firm leasingowych, które wypożyczą w tym roku ponad 40 dodatkowych maszyn – airbusów 330-200, B777 i B767.