Do czasu rewolucji, która w ubiegłym roku obaliła reżim prezydenta Hosniego Mubaraka, turystyka była głównym źródłem dochodu dla kraju faraonów. W pewnym momencie stanowiła 10 proc. PKB.
Hisham Zazou, wiceminister ds. turystyki, opisuje wybrzeże Morza Czerwonego tak, jakby to był inny kraj. To tam uciekł prezydent Mubarak, gdy protesty w Kairze się nasiliły. – Demonstracje w Kairze to dla nas jedno z głównych wyzwań, ponieważ media nagłaśniają tego typu wydarzenia, co negatywnie wpływa na wizerunek Egiptu – mówi Zazou.
Bolesne załamanie
Upadek egipskiej turystyki ma daleko idące konsekwencje. Thomas Cook Group, drugi pod względem wielkości touroperator w Europie, boleśnie odczuł załamanie w Afryce Północnej, szczególnie w Egipcie. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Egipcie spadły w roku obrachunkowym kończącym się w czerwcu 2011 roku do 2,2 mld dol. z 13,2 mld w 2008 r.
Największy rywal Thomasa Cooka, TUI Travel, twierdzi, że widzi ożywienie w kurortach nad Morzem Czerwonym. – W Kairze nadal jednak idzie słabo – mówi rzecznik TUI. Obie spółki obsługują kurorty nad Morzem Czerwonym i oferują rejsy po Nilu oraz wycieczki do zabytkowych miejsc.
Nahid Samir, wiceprezes ds. operacyjnych w Sonesta Middle East, luksusowej sieci hoteli, zapowiada, że wycieczkowce sieci wezmą udział w nowej inicjatywie rządu, która we wrześniu ma ożywić ruch na Nilu. Wtedy będzie już dawno po wyborach prezydenckich (mają się odbyć jeszcze w maju) i branża ma nadzieję, że pozwoli jej to ponownie rozkwitnąć.