Żądają też zamknięcia przez władze miasta nielegalnych, tanich pensjonatów, do których - ich zdaniem - zjeżdżają na odpoczynek chuligani.

Barceloneta była niegdyś wioską rybacką. Tam do dzisiaj można zjeść najlepsze w Barcelonie ryby i owoce morza. O świcie jednak 16 tysięczna dzielnica przedstawia opłakany wygląd - setki porzuconych na chodnikach butelek, zabrudzone klatki schodowe i śpiący na ławkach pijani goście.

Większość z nich to goście nielegalnych pensjonatów, które powstają w prywatnych mieszkaniach. „Widziałam na parterze pokoje, do których powstawiano po 8 piętrowych łóżek i wszystkie są zajęte" - skarży się mieszkanka Barcelonety.

Zgodnie z prawem prowadzenie nielegalnego pensjonatu jest karane grzywną od 9 tysięcy do 900 tysięcy euro. Protestujący domagają się, by władze zamknęły te placówki, a także, by karały hałaśliwych i brudzących turystów.