Liczba odwiedzających Wenecję wcale się nie zmniejsza, co teoretycznie powinno mieć pozytywny wpływ na lokalną gospodarkę. Okazuje się, że niewielu zostawia tu jednak pieniądze. – To turyści o małej sile nabywczej. Przechodzą ulicami, robią zdjęcia, pływają gondolami, ale nie wchodzą do sklepów i nie kupują – mówi z rozgoryczeniem prezes Stowarzyszenia Kupców Placu św. Marka, Setrak Tokatzian, cytowany przez hiszpański portal branży turystycznej Tourinews.
Czytaj więcej
Koloseum, Fontanna di Trevi i Panteon – to trzy najchętniej odwiedzane i wspominane w internecie...
Wenecja straciła powab luksusowego miejsca
Tokatzian, prowadzący rodzinny zakład jubilerski w samym sercu Wenecji, twierdzi, że w tym roku sytuacja osiągnęła punkt krytyczny. Jego zdaniem miasto stało się celem masowych wycieczek niskobudżetowych. – Na ulicach tłumy, ale już nikt nie wychodzi z butików z torbami zakupów. Widzimy rodziny, które dzielą się jednym talerzem makaronu – dodaje, podkreślając drastyczny spadek liczby klientów w sektorze dóbr luksusowych, który niegdyś był znakiem rozpoznawczym Wenecji.
Co więcej, podobna sytuacja – według relacji jego dostawców – występuje w innych włoskich miastach, w tym w Mediolanie. Zanik „turystyki jakościowej”, jak to określa Tokatzian, prowadzi do zapaści lokalnego handlu i osłabienia ekonomicznego fundamentu miast.
Dodatkowym problemem, na który zwraca uwagę kupiec, jest rozkwit nielegalnego handlu ulicznego. – Podczas gdy przedsiębiorcy działający legalnie zmagają się z pustkami w sklepach, na masowej turystyce zarabiają sprzedający na czarno – przekonuje.