LOT wyciąga rękę po pomoc państwa, która może sięgnąć nawet miliarda złotych. 400 milionów już dostał. Ale ciągle nie ma szczegółowego planu wyjścia z zapaści. Tymczasem bez drastycznych oszczędności LOT nie ma co liczyć, że Komisja Europejska zgodzi się, by firma otrzymała pomoc publiczną.
– LOT ma strategię, która jest nieaktualna. De facto trwają dzisiaj prace nad programem restrukturyzacyjnym, który zamknie ten wątek na jakiś czas – mówi „Rz" przewodniczący rady nadzorczej LOT Wojciech Balczun.
Wiadomo tylko tyle, że w najłagodniejszej wersji LOT ma zmniejszyć się o jedną trzecią. W najbardziej radykalnej – nawet o połowę.
Linia nie zlikwiduje raczej połączeń, dzięki którym dowozi sobie pasażerów do samolotów lecących na trasach długodystansowych. Reszta będzie cięta. Czyli z Krakowa znikną połączenia z Rzymem, Paryżem i Atenami. Z Warszawy zapewne Belgrad i Donieck, chociaż po bankructwie Aerosvitu samoloty LOT przynajmniej na jakiś czas mogą się wypełnić. Niewykluczone, że z siatki zniknie też Berlin. Wydaje się natomiast, że zachowa połączenia do Kijowa, Moskwy, Mediolanu, Sztokholmu, Londynu, Paryża, Barcelony, Budapesztu, Wiednia i Stambułu.
– Linia musi natychmiast powrócić do stołu negocjacyjnego z agentami w Stanach Zjednoczonych, bo przy takich gigantach, jak grupa Lufthansa czy Air France/KLM dobre zagospodarowanie tego kanału sprzedaży jest konieczne – mówi Krzysztof Moczulski, analityk rynku lotniczego.