To skandal! Jak można doprowadzić do sytuacji, że oddalone o 30 km lotnisko — port w Gdańsku z trudem się rozwija, a władze Gdyni chcą budować własne? Wiceprezes lotniska w Monachium powiedział mi: dzisiaj w Niemczech lotniska odprawiające do 5 mln pasażerów nie mają szans na zysk. To jaki jest sens porywania się na projekty budowania lotnisk, które będą miały problem przekroczenia pół miliona pasażerów, skazanych na wieczny deficyt.
W przypadku Radomia sprawa jest poważniejsza. Polska zainwestowała w lotnisko im. Chopina w Warszawie — tak środki unijne, jak i budżetowe. Jest to lotnisko drogie dla użytkowników i co? Będziemy budowali konkurencyjny port oddalony w linii prostej o 80 kilometrów? Tak samo Lublin będzie kanibalizował Rzeszów. Niestety to wszystko jest możliwe dlatego, że przepisy o pomocy publicznej były nadużywane i łamane. Przy tym Polska nie jest tutaj wyjątkiem. Hiszpanie pobudowali lotniska, które nigdy nie rozpoczęły działalności i stoją zamknięte. Bo lotnictwo cywilne nie konkuruje z koleją, ani z transportem drogowym. Jest komplementarne. Czyli można budować je tam, gdzie jest masa krytyczna uzasadniająca wydawanie publicznych pieniędzy na bardzo drogą infrastrukturę. W Polsce traktujemy lotniska jako dodatek do rozwoju regionalnego. Nie ukrywam, że wydawanie pieniędzy w taki sposób nie budzi zachwytu w Brukseli.
Przyzna pan jednak, że z lotnisk regionalnych korzystają linie niskokosztowe, które wożą coraz więcej pasażerów z Polski?
I zachowują się jak panna na wydaniu. Mówią: zapłacicie, to przylecę. Może polatam pół roku, kiedy jest sezon, a potem odlecę tam, gdzie dostanę lepsze warunki. To poważny problem, bo masa publicznych pieniędzy w sposób mało transparentny przechodzi z budżetów regionalnych do zagranicznych przewoźników. Traci na tym LOT i Eurolot. Całkowicie pozbawiony przejrzystości jest również system finansowania usług nawigacyjnych na tych lotniskach. W Polsce mamy kilka dużych portów zarabiających na nawigacji, reszta jest deficytowa. A kto jest głównym klientem w Warszawie - LOT, finansując infrastrukturę, z której korzysta konkurencja.
Czyli z publicznych i unijnych pieniędzy budujemy lotniska, zobowiązujemy się je utrzymywać wiedząc, że będą trwale deficytowe. To jeszcze dokładamy na nieprecyzyjne umowy reklamowe, zniżki na wszystko, tylko po to, by jakaś linia tam przyleciała. Z tego właśnie wzięła się w Brukseli akcja zrewidowania przepisów dotyczących pomocy publicznej dla lotnictwa.
Kilka dni temu pytałam europejskiego wiceprezesa Lufthansy, która mocno rozpycha się w regionach, czy zamierza latać do Łodzi, Szczecina i Lublina? Odpowiedział: nie. Bo Lublin, to Rzeszów, Szczecin, to dla nas Berlin, a Łódź od czasu otwarcia autostrady, to Warszawa. I nie chciał wierzyć w lotniskowe ambicje Radomia.