Więcej jest opóźnień w startach niż lądowaniach, bo kapitanowie samolotów robią wszystko, aby stracone minuty nadrobić podczas lotu. Nie zawsze im się to udaje, bo trudno odzyskać tzw. slot, czyli czas wyznaczony na lądowanie.
– Mogłoby być o wiele gorzej – twierdzi Janusz Janiszewski, prezes Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. I przekonuje, że agencja, którą zarządza od roku, na serio wzięła się do odkorkowywania europejskiego nieba. – W 2018 r. średnie opóźnienie rejsu wyniosło 2 minuty. Na razie w tym roku średnie opóźnienie europejskiego rejsu zmniejszyło się do 1,23 minuty – mówi.
Na czym polega „odkorkowanie nieba"? Między innymi na tym, że PAŻP przejęła część ruchu lotniczego ze wschodnich Niemiec, średnio 100–150 samolotów dziennie lecących z południa na północ Europy. – Udało nam się przekonać niektóre kraje zachodniej Europy, że polska oferta kontroli ruchu lotniczego jest konkurencyjna. Dlatego udaje nam się zmniejszyć opóźnienia o kilka tysięcy minut w skali roku. A każda minuta odchylenia od rozkładu to dla przewoźnika koszt 100 euro, nie mówiąc o stratach dla środowiska – mówi szef PAŻP.
Jakby na potwierdzenie tych słów podczas środowego spotkania z dziennikarzami do Janiszewskiego dotarł e-mail od Eamonna Brennana, dyrektora generalnego Eurocontrol, europejskiej agencji zrzeszającej unijne agencje kontroli ruchu lotniczego. „Drogi Januszu, dziękuję za to, co już zrobiłeś. I proszę zaproponuj, co jeszcze PAŻP może zrobić dla zmniejszenia opóźnień, które nadal są bardzo duże" – napisał Brennan. – Gotowi jesteśmy przejąć więcej operacji w przyszłym roku. Z obecnych 3 tys. dziennie jesteśmy w stanie obsłużyć 5–10 procent bez straty dla polskich lotnisk i linii lotniczych operujących z naszych portów – zapewnia szef PAŻP.
Dlaczego więc, skoro jest tak dobrze, pasażerowie odlatujący z polskich lotnisk muszą czasami czekać godzinami na start swoich samolotów? – Największym problemem pozostaje pogoda. W ostatni piątek mieliśmy burze nad połową Europy. Żaden kontroler nie wyśle samolotu w chmury burzowe, to byłoby bardzo niebezpieczne. Nie mamy też wpływu na warunki panujące na lotniskach w Europie Zachodniej – tłumaczy Janiszewski.