Prezes TUI Deutschland Marek Andryszak przyznaje w rozmowie z dziennikiem „Das Bild”, na który powołuje się portal branży turystycznej Travel Talk, że faktycznie przy zwrotach pieniędzy za wyjazdy niezrealizowane z powodu wybuchu pandemii koronawirusa, pojawiły się opóźnienia. Biuro wyjaśnia oficjalnie, że trzeba było przestawić wykonywanie przelewów z pojedynczych operacji na automatyczny system, co już się dzieje.
– Nie udało się tego od razu zrobić. Chciałbym za to przeprosić. Wiem, że klienci, którzy chcą zwrotu pieniędzy za wycieczki odwołane do 15 maja, będą mieli je na swoich kontach do połowy lub najpóźniej końca przyszłego tygodnia – zapewnia prezes.
CZYTAJ TEŻ: TUI pozbędzie się nierentownych spółek?
TUI gwarantował turystom, którzy nie wyjechali na urlop z powodu pandemii, że zwróci im wpłacone pieniądze. W połowie maja touroperator wprowadził też elastyczną ofertę – kto zarezerwował wycieczkę do końca czerwca z wylotem w bieżącym sezonie letnim, może z niej zrezygnować bez ponoszenia kosztów do 14 dni przed wyjazdem. Dodatkowo bez dodatkowych opłat klient ma prawo zmienić warunki rezerwacji, dostaje też „bonus za lojalność”.
Kupujący narzekali jednak na zbyt długi czas oczekiwania na odpowiedź ze strony touroperatora. – Większość klientów ma rację, że nie odpowiedzieliśmy w odpowiednim czasie – przyznaje Andryszak i tłumaczy, że pracownicy byli mocno zaangażowani w organizację powrotów turystów z zagranicy.