Prezes Grupy TUI Friedrich Joussen mówi w wywiadzie dla gazety „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, że od wybuchu pandemii koncern potrzebował około 4,4 miliarda euro. 2 miliardy poszły do klientów na zwroty wpłat za wyjazdy niezrealizowane z powodu koronawirusa, kolejne 2,5 miliarda euro to koszty netto, które trzeba było pokryć, mimo że firma praktycznie przestała sprzedawać oferty z dnia na dzień.
Joussen wyjaśnia, że kiedy sytuacja się poprawi, a klienci znów zaczną masowo rezerwować wycieczki, z tytułu zaliczek do kasy grupy powinno wpłynąć 2 miliardy euro. Wówczas zostanie jeszcze 2,5 miliarda euro do zwrotu. Do tego dochodzą oczywiście odsetki, około 200 milionów euro rocznie. – Rząd nic nam nie dał w prezencie – podkreśla.
CZYTAJ TEŻ: TUI zatrudnia o jedną trzecią mniej ludzi. Przez pandemię
Prezes przypomina, że dzięki realizacji strategii cyfryzacji udało się obniżyć koszty działania firmy o 400 milionów euro rocznie. Tylko z tytułu ograniczenia floty samolotów wydatki spadły o 100 milionów rocznie. – Tworzymy bazę do sfinansowania odsetek i zwrotu pieniędzy, rząd przykłada do tego dużą wagę – podkreśla prezes, choć dodaje, że to wszystko będzie można zrealizować pod warunkiem, że wkrótce będzie wolno znów podróżować.
Joussen widzi też, że zmienia się nastawienie banków do jego firmy – podczas gdy jeszcze w marcu 2020 roku nikt nie chciał TUI udzielić kredytu, teraz sytuacja z każdym miesiącem się poprawia.