Może to być precedens dla pasażerów z innych krajów latających tą linią. Na razie nie ma reakcji irlandzkiego przewoźnika.
Obowiązującą od zeszłego roku politykę bagażową Ryanaira zaskarżyła do sądu hiszpańska pasażerka tej linii, która uznała za nadużycie pobieranie dodatkowych opłat za wszystko, poza najmniejszą torbą, co pasażer wnosi na pokład. Jej zdaniem konieczność dopłacenia 20 euro za podręczną torbę o wadze 10 kilogramów jest grubą przesadą.
CZYTAJ TEŻ: Ryanair wygrał z łowcami reklamacji
19 listopada sąd przyznał jej rację, a w uzasadnieniu wyroku napisał, że linia lotnicza ogranicza prawa pasażera. I nakazał zwrot tej kwoty z odsetkami. Jednocześnie sąd uznał, że przesadą ze strony pasażerki jest domaganie kolejnych 10 euro jako wynagrodzenia za straty moralne, chociaż przyznał, że z pewnością czuła się bezradna i niezadowolona, kiedy, wchodząc na pokład, musiała ponieść nieprzewidziany wydatek. Brak komfortu podróży nie osiągnął jednak zdaniem sądu poziomu uzasadniającego roszczenia finansowe. Wyrok jest ostateczny i ani Ryanair, ani jego pasażerka nie mają prawa do apelacji.
Dzisiaj przewoźnicy lotniczy przeżywają trudny okres. Są postrzegani jako najwięksi emitenci dwutlenku węgla, coraz trudniej jest im wymigać się od wypłacania pasażerom odszkodowań, paliwo jest drogie, a kolejne kraje chcą opodatkować podróże lotnicze. W tej sytuacji, pod presją finansową zaostrzają przepisy, także te dotyczące przewozu bagażu podręcznego – jego rozmiarów i wagi. Robią to bardzo skrupulatnie nie tylko linie tanie, ale i tradycyjne, na przykład Swiss czy Brussels Airlines.