Myślę więc, że obecność turystyki w gospodarce otworzy szerzej drzwi i do polskiej infrastruktury hotelarskiej, i do polskich atrakcji turystycznych.
Pani poprzednik w kierowaniu polityką dotyczącą turystyki, minister Witold Bańka, wskazywał konieczność zmiany ustawy o POT. Dwa lata pracował nad wspomnianą już „Białą księgą”, mającą być summą pomysłów i dyskusji, poprzedzających prace legislacyjne. Na tym się jednak skończyło. Bańka sugerował chęć centralizowania zarządzania promocją turystyczną. Czy uważa pani za konieczne kontynuowanie tych działań i jak widzi pani współpracę z samorządami i biznesem turystycznym w dziedzinie promocji?
Jak przeanalizujemy, ile tak naprawdę idzie środków na promocję turystyczną od budżetów gminnych do centrali, to okazuje się, że tego nie jest tak mało. Jest pokusa, żeby zgromadzić to w jednej sakiewce i uprościć. Ale bez współpracy rządu z samorządem żadnej ważnej polityki publicznej nie da się realizować. Nie warto burzyć tego, co działa dobrze. Moją intencją byłoby wzmocnienie finansowe POT, bo mocniejszego głosu pokazującego Polskę brakuje. Jak POT będzie mocniejszy finansowo, to i miasta i regiony będą z nim chętniej współpracować.
Tak więc system zostawiłabym tak jak jest, choć oczywiście popracowałabym na zasadzie dialogu. Z zazdrością wspominam ze swoich licznych podróży po prowincjach francuskich, jak poszczególne departamenty znaczą tam swoją agroturystykę i jakość poszczególnych atrakcji turystycznych i usług. Dzięki temu jako turystka wiem, czego się mogę spodziewać. W Polsce takiego systemu nie mamy. Hotelarze tak samo zwracają na to uwagę, mówią – w jednym województwie jest tak, a w drugim tak. Raz zwykłe mydło, a raz mydło w płynie.
Warto pomyśleć o opracowaniu systemu certyfikowania, wprowadzenia standardów. Ale nie w duchu centralizowania, lecz z myślą o poprawie jakości usług. Miastu, gminie będzie się to opłacać, bo na przykład, jeśli stosujesz się do standardu, to coś masz w zamian. Raczej metodą marchewki niż kija.
Minister Andrzej Gut-Mostowy nosi się z pomysłem wprowadzenia dopłat dla najuboższych mieszkańców kraju do podróżowania, poznawania kraju. Roboczo nazwał to bonem turystycznym. Powołuje się na przykłady Francji i Hiszpanii, gdzie takie dopłaty istnieją. Dopłaty państwowe miałyby działać stymulująco na gospodarkę turystyczną, dzięki czemu skarb państwa zyskałby na podatkach. Jak pani odnosi się do tej idei?
CZYTAJ: Gut-Mostowy: Stawiam na turystykę społeczną
To dopiero faza koncepcyjna. Na marginesie badań, jaki wpływ miał zakaz handlu niedzielnego na handel detaliczny, wyszło nam, że zmieniły się nawyki spędzania czasu w weekendy – zwiększył się ruch w tańszych miejscach noclegowych, w agroturystyce.
Jeśli bon ma przynieść efekt, to powinien służyć otwieraniu drzwi do miejsc nieoczywistych, nie tych już i tak odwiedzanych przez turystów. Wtedy dopiero po pierwsze realizowałby politykę społeczną, a po drugie dawał wsparcie nowemu obszarowi, który chce dopiero zaistnieć na mapie turystycznej. I najlepiej poza głównym sezonem, żeby listopad, grudzień, styczeń nie były martwe w turystyce.
Minister Gut-Mostowy jako człowiek znający się na turystyce i zajmujący się nią jako polityk i jako przedsiębiorca na pewno koncepcję społecznego bonu turystycznego będzie dopracowywał razem z branżą turystyczną.
Jaki harmonogram czasowy zakłada pani dla przeprowadzania tych wszystkich planów, o których pani teraz wspominała?
Doświadczenie poprzednich lat nauczyło mnie, że jeżeli chce się przygotować duże zmiany, to trzeba to zrobić w pierwszej połowie kadencji. Myślę, że jesteśmy na tyle uzbrojeni merytorycznie, że potrafimy te propozycje dopracować w pierwszym roku. Na poziomie rządowym i konsultacyjnym powinniśmy być gotowi, aby w kolejnych latach stały się rzeczywistością prawną. To będzie oczywiście wymagało ogromnej pracy.
Piętą achillesową branży i nie tylko, jest brak kompleksowych i szybko podawanych badań ruchu turystycznego – zarówno krajowego, jak i przyjazdów i wyjazdów – i jego wpływu na gospodarkę. Chociażby przywoływane chętnie przy różnych okazjach przez polityków, a przez to słynne już hasło, że turystyka wypracowuje 6 procent PKB. Nikt nie potrafi jednak powiedzieć, skąd się ta cyfra wzięła i co obejmuje. I czy przez lata, w związku z rozwojem gospodarki i rozwojem turystyki, coś się w relacji dochodów z turystyki do wielkości budżetu nie zmienia.
Co jakiś czas są podejmowane inicjatywy badania ruchu turystycznego, ale raczej fragmentaryczne (na przykład przez kilka dużych miast). Najłatwiej zwykle zaoszczędzić na badaniach, stąd pieniądze na nie najszybciej są w budżetach ścinane. To też hamuje rozwój turystyki, w wielu segmentach przedsiębiorcy poruszają się jak we mgle. Czy pani minister może coś na to poradzić?
Posiłkujemy się danymi z GUS. Mocno przebudowaliśmy i poprawiliśmy też pracę naszego departamentu analiz gospodarczych. On robi naprawdę dobre badania. Jest również Polski Instytut Ekonomii, sygnalizowałam już dyrektorowi Piotrowi Arakowi, że go poproszę o takie dobre, systemowe, przesiewowe badania dotyczące turystyki.
Jest też spora pula środków europejskich na prowadzenie badań gospodarczych. Będziemy po nie sięgać, tak jak już to robimy w wypadku innych branż. Zastanowimy się z POT, czego nam brakuje, jakiej wiedzy nie mamy. Ale nie czuję, że trzeba powoływać nową specjalną organizację badawczą.
Jadwiga Emilewicz – od listopada 2019 roku minister rozwoju, któremu podlega polityka w zakresie turystyki. Wcześniej (2018 – 2019) była ministrem przedsiębiorczości i technologii i podsekretarzem stanu (2015 – 2018) w Ministerstwie Rozwoju. W latach 1999-2002 pracowała w departamencie spraw zagranicznych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a w 2009 r. została kierownikiem Muzeum PRL w Krakowie. Absolwentka Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ otworzyła przewód doktorski. Członek partii Porozumienie Jarosława Gowina.