Andrzej Gut-Mostowy zaoponował, że polska turystyka to przede wszystkim domena kapitału prywatnego i, co istotne, w dużej mierze polskiego. Ponad 90 procent przedsiębiorstw turystycznych w Polsce, zarówno hoteli, jak i biur podróży, jest w rękach prywatnych.
Na to Dariusz Wieczorek przywołał przykład „takiego dziwoląga” jak Polski Holding Hotelowy. - Nie ma chyba drugiego państwa w Unii Europejskiej, w którym rząd miałby swoją firmę hotelową, zresztą największą w kraju, i prowadziłby działalność turystyczną, a więc był konkurentem innych podmiotów. W pandemii pojawiły się doniesienia, że być może celowo doprowadza się do upadłości niektóre obiekty, żeby państwowa spółka mogła je przejąć. Nie zakładam złych intencji, ale jednak dla jasności sytuacji trzeba się zastanowić, co z tym zrobić - mówił.
- Jak sam pan minister był łaskaw przyznać, turystyka to domena podmiotów prywatnych, którym państwo przede wszystkim nie powinno przeszkadzać, co więc w takim razie powiemy o PHH, który należy postrzegać jako brutalną, głęboko sięgającą ingerencję państwa w rynek usług hotelarskich? - pociągnął wątek Jacek Kozłowski. - Coś będziemy musieli z tym PHH zrobić po wyborach, zastanowić się, czy on w ogóle ma rację bytu. Jestem z pokolenia, któremu przedsięwzięcia realizowane przez państwo kojarzą się z myśleniem o gospodarce w kategoriach nierynkowych.
Andrzej Gut-Mostowy przypomniał, że z ponad 2,5 tysiąca skategoryzowanych obiektów hotelowych w Polsce do PHH należy zaledwie 50, co daje 2 procent udziału w rynku. O znaczącym wpływie na rynek nie może więc być mowy. Firma z udziałem Skarbu Państwa może natomiast odegrać znaczącą rolę w sytuacji kryzysowej. PHH przyjmował na przykład w swoich obiektach uchodźców z Ukrainy.
- Kilka tygodni temu odbyło się w Bratysławie spotkanie ministrów turystyki krajów Grupy Wyszehradzkiej. Przedstawiciel turystyki słowackiej powiedział, że Polsce łatwiej myśleć o rozwoju turystyki, bo ma narodową linię lotniczą, która współpracuje z touroperatorami. Są rozmowy na wszystkich płaszczyznach, jest współpraca i koordynacja działań i tego zazdroszczą nam inne kraje. Robienie problemu z tego, że mamy narodową linię lotniczą, jest chyba nie na miejscu - Andrzej Gut-Mostowy nawiązał do sytuacji LOT-u.
Przypomniał również akcję „Lot do domu” z pierwszych miesięcy pandemii, w ramach której LOT uruchomił prawie 400 rejsów i sprowadził do kraju ponad 55 tysięcy Polaków.
- Co by było, gdybyśmy nie mieli narodowego przewoźnika? W takich sytuacjach nieważne są koszty, ważne, żeby polską rodzinę ściągnąć do Polski - podkreślał wiceminister.
Lotniska najlepiej zdecentralizowane
O ile pozostali rozmówcy zgodzili się, że LOT powinien pozostać w rękach państwa, o tyle w temacie sztandarowych projektów rządu - lotniska w Radomiu i Centralnego Portu Komunikacyjnego - zgody nie było. Czy ich uruchomienie jest zasadne i czy zdołają one na siebie zarobić?
- Jeśli chodzi o lotnisko Warszawa-Radom, to eksperci przed budową powinni się wypowiedzieć, czy ma ono sens czy nie, teraz port będzie musiał sam zdać egzamin - wskazywał Ireneusz Raś.
- Przed Euro 2012 postawiliśmy na rozwój lotnisk regionalnych, lotnisko Warszawa-Radom wpisuje się w to i powinniśmy to wspierać. Regionalne porty lotnicze w Polsce mają perspektywę, ale zarządzanie całą infrastrukturą lotniskową, osobową i cargo, należy przemodelować i tutaj minister transportu, być może także minister turystyki i inni ministrowie będą mieli w przyszłej kadencji parlamentarnej dużo do zrobienia - przedstawił swoje stanowisko poseł Koalicji Polskiej.
- Absolutnie jestem zwolennikiem decentralizacji, zarówno państwa, jak i transportu lotniczego. W mojej ocenie powinniśmy postawić na lotniska i połączenia regionalne, bo te przynoszą korzyści turystyce - mówił Dariusz Wieczorek.
- Jeżeli chodzi o CPK, to trzeba będzie zweryfikować po wyborach potrzebę jego budowy. Przeraża mnie wizja, że będę musiał jechać ze Szczecina koleją dużych prędkości do CPK i stamtąd lecieć w świat - to chyba nie jest właściwy kierunek myślenia. Nie bałbym się natomiast udziału państwa w portach lotniczych, bo to jednak infrastruktura krytyczna i państwo musi być tu obecne. Nie można przy tym zamykać się na innych, ten rynek musi być otwarty i liberalny, dostęp do niego powinny mieć również podmioty prywatne - wskazywał przedstawiciel Nowej Lewicy.
Jacek Kozłowski przypomniał, że szansy rozwoju nie dostało lotnisko w Modlinie - w poprzednich latach brakowało strategii rozwoju lotnisk, a za rządów PiS jego rozwój hamuje z przyczyn politycznych państwowy współudziałowiec (Polskie Porty Lotnicze).
- Przykład Modlina każe zapytać, jaki jest sens CPK, czy on ma uzasadnienie ekonomiczne. Kiedy słyszę, że po otwarciu portu w Baranowie lotnisko w Warszawie przekształci się w lotnisko wojskowe, włosy stają mi dęba. Nawet jeżeli CPK miałby rację bytu i mógłby być w pełni wykorzystany, co jest wątpliwe, to tworzenie dużych lotnisk, które mają być hubami czy portami bardziej transkontynentalnymi niż lokalnymi, nie powinno powodować likwidacji mniejszych lotnisk, które istnieją bliżej dużych miast. Zamknięcie Lotniska Chopina dla ruchu pasażerskiego bardzo utrudni dostęp do turystyki - ocenił reprezentant Polski 2050.
- Najcenniejszą częścią koncepcji CPK, którą warto zachować i która nie powinna budzić kontrowersji, są koleje dużych prędkości. Są one Polsce bardzo potrzebne i w połączeniu z inwestycjami w małe linie kolejowe powinny być strategicznym celem przyszłego rządu. Likwidować wykluczenie komunikacyjne, ułatwiać dostęp do centrum Polski, ale też wzmacniać powiązania między kluczowymi ośrodkami metropolitalnymi w Polsce to wyzwania dla nowego rządu. Realizacja tych celów na pewno będzie miała pozytywny wpływ na rozwój turystyki, zachęcała ludzi do podróżowania. Ale w tym kontekście musimy też powiedzieć, patrząc z zazdrością na naszych sąsiadów Niemców, o jeszcze jednej kwestii - okresowym bilecie za umiarkowaną cenę na wszystkie linie kolejowe. To rozwiązanie jest bardzo potrzebne i korzystne i chcielibyśmy jak najszybciej je wprowadzić - ciągnął Kozłowski.
- Do lotniskowej części koncepcji CPK mam poważne zastrzeżenia. Czy transport lotniczy będzie się rozwijał w takim kierunku, że uzasadnione będzie budowanie wielkich lotnisk i hubu w Polsce? Czy LOT jest na tyle silny, żeby zapewnić mu ekonomiczny sens? To są pytania, na które nowy rząd będzie musiał odpowiedzieć, bo mam wrażenie, że obecny, podejmując decyzję o wejściu w ten gigantyczny projekt, tego nie zrobił. Oby CPK nie stał się czymś na miarę przekopu Mierzei Wiślanej, przez który przepłynęło raptem parę stateczków - podsumował Kozłowski.
- Czy państwo wiedzą, że CPK ma być finansowane z potencjału lotnisk regionalnych? W obozie władzy była dyskusja na ten temat, część kolegów ze Zjednoczonej Prawicy się z tym nie zgadza, choć głośno tego nie mówią, ale taka jest prawda. Lotniska, które dobrze funkcjonują, miały być lewarem do zrealizowania lotniska centralnego, to jest absurd - wtrącił Ireneusz Raś.
- Im więcej infrastruktury komunikacyjnej, lotniskowej, drogowej czy kolejowej, tym dla turystyki lepiej. Negatywnych zjawisk związanych z CPK i szybkimi kolejami nie widzę - skwitował Andrzej Gut-Mostowy.
Euro zaszkodzi, czy pomoże?
Uczestników debaty podzieliła też kwestia wejścia Polski do strefy euro. Dla dużej części branży turystycznej, zwrócił uwagę Filip Frydrykiewicz, byłaby to wielka wygoda i oszczędność.
- Dla mojego środowiska politycznego euro jest pewną perspektywą, najpierw jednak musielibyśmy radykalnie zbić inflację. O przyjęciu euro możemy zacząć mówić w trochę spokojniejszych czasach, kiedy będzie nam się to opłacać, przy takiej inflacji nie ma w ogóle dyskusji - uciął Ireneusz Raś.
Poseł Koalicji Polskiej nie podzielił również optymizmu touroperatorów, którzy godzinę wcześniej podczas tej samej konferencji mówili o wzroście sprzedaży wycieczek zagranicznych.
- Bardzo hurraoptymistycznych przedsiębiorców przestrzegam, że zaskórniaki Polakom za chwilę się skończą. Gospodarka hamuje, złoty słabnie, wszyscy oszczędzają, a to spowoduje, że Polacy będą z rozsądkiem patrzeć na swoje wydatki wyjazdowe - prognozował.
- Choć nasze środowiska, Polska 2050 i PSL, finalizują już rozmowy o koalicji wyborczej, to w tej kwestii będziemy się różnić - kontynuował wątek euro Jacek Kozłowski. - Możliwość wprowadzenia euro w Polsce trzeba analizować jako realną, szybką perspektywę. PiS nie postrzega tej kwestii w ramach racjonalności gospodarczej, dla PiS-u własna waluta jest symbolem suwerenności Polski. Antyeuropejska polityka pewnie również rzutuje na to, że dzisiaj rządzący nawet nie potrafią zająknąć się na ten temat albo, jeżeli już się wypowiadają, to zdecydowanie przeciwko. Polska 2050 kilkakrotnie apelowała, żeby wrócić do rozmowy o szybkim wprowadzeniu euro, co nie oznacza nieodpowiedzialnym. Ale trzeba też rozbroić mity, które wokół euro narosły, trzeba opowiadać o Chorwacji, w której wprowadzenie euro nie wywołało gigantycznego wzrostu cen, przeciwnie, po kilku miesiącach widać, że w niektórych obszarach ceny spadły. Euro stabilizuje gospodarkę i walutę, jest logiczną konsekwencją naszej długofalowej strategii wiązania się z Europą - uzasadniał Kozłowski.
- Euro musi się w Polsce pojawić, bo tak stanowi traktat akcesyjny - zaznaczył Dariusz Wieczorek. - Część inflacji wynika z tego, że nie jesteśmy w strefie euro, jesteśmy więc na strefę euro skazani. Wprowadzanie euro musi się oczywiście odbywać w konsensusie politycznym i społecznym i przy pełnym zrozumieniu polskiego społeczeństwa, w perspektywie do 2030 roku. Miałem przyjemność rozmawiać z ambasadorem Chorwacji, który powiedział, że u nich było to samo, co u nas, czyli wojna polityczna, zadymy i kłótnie. Uświadamianie i przekonywanie społeczeństwa trwało trzy czy cztery lata. Takie samo zadanie stoi przed nowym polskim rządem.
- Jestem zdecydowanym przeciwnikiem wprowadzenia euro, nie z powodów doktrynalnych czy psychologicznych, ale dlatego, że zagraża to interesom branży turystycznej - kontrował Andrzej Gut-Mostowy. - Zauważmy, że wiele krajów, na przykład Wielka Brytania, Szwecja czy Dania, do strefy euro wchodzić nie zamierza. Oczywiście dla polskich biur podróży czy hoteli byłoby to pewne ułatwienie, kiedy jednak siłą rzeczy nastąpi wzrost cen do poziomów europejskich, stracą one konkurencyjność cenową. Dlatego z punktu widzenia gospodarczego i ekonomicznego wejście Polski do strefy euro będzie przez najbliższe lata sprzeczne z interesem gospodarczym, a dla turystyki niedobre.
Filip Frydrykiewicz zwrócił uwagę, że choć pandemia mocno zbliżyła do siebie światy polityki i turystyki, to nadal muszą się one siebie uczyć. Przedsiębiorcy czasem nie wiedzą, jak przebiegają procesy legislacyjne, a politycy i urzędnicy nie zawsze zdają sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą wywołać ich decyzje.
Przykładem może być implementacja do polskiego prawodawstwa unijnej dyrektywy Omnibus. Polska jako jedyny kraj w Europie objęła regulacją nie tylko produkty, ale również usługi.
Są już pierwsze efekty tej nadgorliwości - Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wziął pod lupę ceny imprez turystycznych prezentowane w portalach z wycieczkami Wakacje.pl i Travelplanet.pl, zarzucając im wprowadzanie konsumentów w błąd poprzez podawanie nieprawdziwych cen i grożąc wysokimi karami. Tymczasem ceny usług turystycznych kształtują się dynamicznie i z przyczyn technologicznych nie mogą być aktualizowane w czasie rzeczywistym.
- Ten przykład pokazuje, że branży turystycznej potrzebni są politycy, którzy będą zorientowani w jej potrzebach, będą blisko niej i będą jej słuchali - podsumował.