W pierwszej połowie 2017 roku eksport tego trunku z Mołdawii do krajów Unii Europejskiej wzrósł o 14,4 procent i osiągnął wartość prawie 27,7 miliona dolarów. Najcenniejszym przedsiębiorstwem w kraju jest więc największy producent wina – Kombinat Cricova. Sama marka wyceniana jest na 50 milionów dolarów. Wokół niej ta państwowa firma zbudowała zaś solidny produkt turystyczny.
Kino w kopalni
Uznana za dziedzictwo kultury narodowej i odznaczona Orderem Republiki Mołdawii Cricova oferuje turystom wycieczki po dawnej kopalni wapienia, gdzie od 65 lat trwa produkcja wina: rocznie 18-20 milionów litrów. Goście odwiedzają jedyne w Europie kino znajdujące się na głębokości 80 metrów. Poznają w nim historię zakładu, a potem oglądają nowoczesną linię produkcyjną i składy wina w dębowych beczkach. Przemieszczają się minipociągiem po wysokich korytarzach, które tak jak ulice opatrzone są nazwami winnych szczepów. W Muzeum Historii Wina, którego zwieńczeniem jest Kolekcja Win Cricovej, w wykutych w ścianie niszach spoczywają butelki-eksponaty, w tym część osobistej kolekcji hitlerowskiego zbrodniarza Hermana Goeringa, oraz trunki oddane na przechowanie przez współczesnych europejskich polityków. Cricovą odwiedziło w 2016 roku 60 tysięcy ludzi.
Samolotem do winnicy
Z 30 hektarów winnic 150 tysięcy butelek rocznie produkuje winnica Et Cetera, przypominająca gospodarstwo na zachodzie Europy. – Zbudowaliśmy ją z bratem ze środków zarobionych podczas wieloletniej pracy na wycieczkowcach w USA – opowiada właściciel Igor Luchianov. – Nasze wino wysyłamy do Chin, Japonii, USA i Polski, gdzie trafia od 3 do 5 tysięcy butelek.
W winnicy znajduje się restauracja, prowadzone są warsztaty kulinarne i degustacje, można przenocować w jednym z 16 pokojów. Na miejsce trzeba jednak przylecieć samolotem, bo drogi dojazdowe, jak w większości kraju, przypominają polskie sprzed 30 lat. Atrakcją dla turystów jest jednak objazd winnicy na rowerze.
– Gros naszych klientów to Azjaci, ale co sezon odwiedza nas co najmniej 200 turystów z Polski, głównie rowerzystów zbaczających z prowadzącego w pobliżu szlaku – wyjaśnia Luchianov.