W połowie czerwca ruszyły w Europie pierwsze samoloty z turystami. Początek lipca i otwarcie granic wielu krajów można traktować jako poczatek odmrażania turystyki zorganizowanej. Na ogólny optymizm cieniem kładą się jednak doniesienia o podwyższonej liczbie nowych zakażeń w niektórych krajach. Spowodowały one ponowne wprowadzenie restrykcji – jak noszenie maseczek w Chorwacji, obostrzenia w rejonie Lizbony, czy przedłużenie do połowy lipca stanu zagrożenia epidemicznego w Bułgarii – pisze w najnowszej analizie wydarzeń wpływających na rynek turystyczny prezes Instytutu Badań Rynku Turystycznego Traveldata Andrzej Betlej.
Turyści mogą się niepokoić
Takie przypadki wynikają najczęściej z bardzo niskiej bazy odniesienia, gdyż w niektórych krajach liczba wykrytych zakażeń spadła w pierwszej dekadzie czerwca prawie do zera.
Oceniając ryzyko, jakie stwarza dla turystyki wzrost liczby wykrywanych infekcji należy brać pod uwagę przynajmniej trzy aspekty. Pierwszy to pragmatyczne spojrzenie na poziom zachorowań w odniesieniu do sytuacji, z którą mieliśmy do czynienia wczesną wiosną, drugi to rozkład terytorialny infekcji w danym państwie, a kolejny to działania podejmowane w niektórych krajach, bądź regionach wpływające na statystyki nowych wykrywanych zakażeń – wylicza ekspert.
Jak podaje, dla oceny wzbierającej fali zachorowań w krajach źródłowych może w przybliżeniu służyć wykres, pokazujący aktualny (z 28 czerwca) tygodniowy wskaźnik zachorowań w poszczególnych krajach wobec częstego tygodniowego minimum, które występowało zazwyczaj w pierwszej dekadzie czerwca (często 3-7 czerwca). Na wykresie nie ma niektórych istotnych krajów źródłowych, jak np. Wielkiej Brytanii, gdyż przebieg ma tam charakter stale opadający bez obszaru minimum, czy Francji, która bardzo nieregularnie ujawnia statystyki infekcji.