Danuta Walewska: Jest pan w TAP od 11 lat. To długo jak na tę branżę w Europie. Co zmienił pan w tej linii, że z tracącej pieniądze zaczęła je zarabiać?
Fernando Pinto, prezes TAP
: Żaden z moich poprzedników nie przepracował w TAP roku. Linia traciła rynek i pieniądze. Proces prywatyzacyjny niby się zaczynał, ale rząd ani linia nie miały pieniędzy, aby doprowadzić go do końca. Na rynku mówiło się nawet, że nasza linia będzie uziemiona na dobre.
Zaczęliśmy od przywrócenia rentowności TAP i skoncentrowaliśmy się na przetrwaniu, a nie prywatyzacji. I mimo kłopotów branży wywołanych zamachami na WTC w Nowym Jorku oraz kryzysem finansowym w roku 2008 udało nam się osiągnąć cele, które sobie wyznaczyliśmy. Rozwinęliśmy połączenia na nasze tradycyjne rynki – do Afryki i Brazylii, i to był strzał w dziesiątkę.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat nasza linia pod względem tak liczby przewiezionych pasażerów, jak i liczby samolotów zwiększyła się dwukrotnie. W takim samym stopniu wzrosła nasza efektywność. Udało nam się również zdecydowanie zmniejszyć koszty. I w każdym roku poza najtrudniejszym 2008 wypracowywaliśmy zyski. Od kilku lat nasze zyski rosną o około 7 procent rocznie.