Cztery tysiące kierowców autobusów, którzy przewożą turystów na Majorce, Menorce, Formenterze i Ibizie zagroziło, że jeśli nie dostaną natychmiast zaległych podwyżek płac oraz wyrównania za godziny nadliczbowe, to 20 lipca rozpoczną serię strajków. Zaległości wypłat sięgają 1 stycznia 2010 roku. Wtedy także zostały zamrożone ich pensje.
Kierowcy autokarów nieprzypadkowo wybrali termin. 20 lipca wypada w piątek i jest tradycyjnie dniem największego natężenia ruchu turystycznego - tak dla hoteli, jak i dla restauratorów. Wstrzymanie przewozów może zmienić ten dzień horror, grupy przyjezdnych utkną na lotniskach, inni nie będą mogli się tam dostać, bo podczas strajku mają być świadczone jedynie minimalne usługi.
W Hiszpanii strajki najczęściej są jedno-, bądź dwudniowe i powtarzają się trzy-, cztery razy w miesiącu. Organizatorami protestów są dwa związki zawodowe UGT i komunistyczny Comisiones Obreras.
Ich zapowiedź rozwścieczyła hotelarzy i regionalne władze Balearów. Wskazują oni, że w sytuacji kryzysu ekonomicznego i rekordowego bezrobocia organizowanie strajków jest dowodem nieodpowiedzialności. Po tych informacjach brytyjskie biura podróży, podaje „Daily Mail", odnotowały spadek rezerwacji, a niektórzy turyści wycofują się z wyjazdów bo przestraszyła ich perspektywa wakacyjnych kłopotów.
Akcja związkowców jest zgodna z hiszpańskim prawem, które nakazuje zgłoszenie planów strajkowych z wyprzedzeniem. Potem zdarza się, że ostatecznie do strajków nie dochodzi, bo strony doszły do porozumienia podczas negocjacji.