Branża hotelarska coraz bardziej się ożywia. W ubiegłym roku frekwencja w polskich hotelach zwiększyła się o 7,6 proc. To bardzo dobry wynik na tle Unii Europejskiej, gdzie według Eurostatu liczba gości hotelowych wzrosła średnio o 3,8 proc.
Hotele odnotowały także wysoki, 9-procentowy wzrost gości z Polski. Ten trend jest widoczny w branży już od kilku lat, bo według firmy doradczej Horwath HTL, w latach 2005 – 2010 udział Polaków korzystających z hoteli 4 – i 5-gwiazdkowych wzrósł z 28 do 42 proc. Dla branży to dobry prognostyk: im większy odsetek gości krajowych, tym większa stabilność przychodów.
Z tych ostatnich hotelarze też mogą być zadowoleni. W ubiegłym roku branża miała przeszło 12-procentowy wzrost wskaźnika RevPAR – przychodów na pokój. Problemem są natomiast niskie ceny. W grudniu zeszłego roku średnia cena pokoju w polskim hotelu wynosiła 65,6 euro, podczas gdy w Czechach i Słowacji ponad 71 euro, w Austrii i Niemczech 92, we Włoszech 126, a we Francji 156. – Ceny są zbyt niskie, nie pozwalają na przeprowadzanie remontów – twierdzi Tadeusz Gołębiewski, właściciel hoteli Gołębiewski.
Ożywiły się za to inwestycje. Według Instytutu Hotelarstwa, łączna wartość ubiegłorocznych nakładów inwestycyjnych mogła sięgnąć nawet miliarda złotych. Szczególnie aktywnymi inwestorami okazują się firmy z Norwegii i Szwecji. Trzy skandynawskie grupy kapitałowe prowadziły w 2011 roku przedsięwzięcia warte łącznie 300 mln zł. Liderem okazała się norweska Wenaasgruppen, która prawie pół roku temu kupiła za ponad 50 mln euro warszawski hotel Sobieski.
Na rozwój branży w Polsce coraz większy wpływ mają wielkie sieci. Według Hotel Guidebook 2011, na 41 hoteli, których budowa jest obecnie planowana w ośmiu największych polskich miastach, aż 27 obiektów – prawie 66 proc. – będzie działać albo pod znaną marką, albo będzie zarządzanych przez wyspecjalizowane firmy. W Warszawie na 11 nowych hoteli będzie dziesięć sieciowych.