Free ski wcale nie takie free

Szaleństwo w białym puchu, w pełnym słońcu i za darmo? Czy to możliwe? Według biur podróży promujących free ski – jak najbardziej. Ale tak naprawdę to nie znaczy, że wyciągi są bezpłatne

Publikacja: 16.11.2011 19:36

Free ski wcale nie takie free

Foto: ROL

Siedem dni w apartamencie kilkaset metrów od alpejskiego stoku, a do tego sześciodniowy skipass na 150 wyciągów i prawie 400 km tras za mniej niż 900 zł (205 euro). Takie oferty można znaleźć we Włoszech. Kuszą też nie mniej atrakcyjne stoki francuskich Alp. Oczywiście do tej sumy trzeba doliczyć dojazd samochodem, autokarem lub lot samolotem, wyżywienie, a często także opłaty za pościel i sprzątanie apartamentu.

– W sezonie za taki sam apartament i to ze skipassem ograniczonym do jednej stacji, a nie np. ośmiu, zapłacimy co najmniej 1700 zł – wyjaśnia Piotr Magur, współwłaściciel krakowskiego biura podróży Petruss, które co roku sprzedaje kilkaset ofert typu free ski. – W szczycie sezonu bywa tak, że sam karnet kosztuje tyle, ile na początku czy końcu sezonu karnet i zakwaterowanie.

Ktoś zapłacić musi

Pierwszy raz pomysł free ski został wykorzystany w połowie lat 90. we włoskim regionie Val di Sole (Słoneczna Dolina). – Miejscowym hotelarzom zależy, by wydłużyć sezon - zacząć wcześnie i skończyć dopiero w kwietniu. W ten sposób nasi klienci korzystają z przystępnych cen, a my możemy ich dłużej gościć – wyjaśnia Antonella Anselmi z Izby Turystycznej regionu i dodaje, że z tej oferty korzysta stosunkowo mało Włochów, za to dużo gości z Niemiec, Belgii i Holandii. No i oczywiście Polacy.

Jakim cudem na początku i na końcu sezonu nie trzeba płacić za karnet? Jak mawiają za oceanem, „nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch".

W jednej z ofert grudniowego wyjazdu czytamy: „Tygodnie Free Ski: jazda na nartach gratis jest możliwa. Kto rezerwuje miejsce w hotelach i apartamentach, które podpisały umowę dotyczącą oferty, w wyżej wymienionych okresach, pokryje tylko koszty noclegów i wyżywienia, podczas gdy karnet narciarski zostanie zawarty w cenie pobytu". Tak zyskują i jedni, i drudzy. Nawet jeśli ceny apartamentów wzrastają, to i tak są niższe, niż gdybyśmy oddzielnie kupowali karnety.

Jakie ryzyko niesie ze sobą oferta free ski? W grudniu mogą być problemy ze śniegiem. By uniknąć tego problemu, do zabawy na białym puchu należy wybierać miejsca wyżej położone lub szukać lodowców. Bo wszystkie trasy na pewno nie będą czynne, ale pojeździmy przynajmniej na części z nich. Większość Polaków wybiera jednak free ski wiosną. Wtedy słońca jest więcej, a kłopoty ze śniegiem – raczej związane są z jego stanem mniej lub bardziej mokrym i ciężkim – niż z jego brakiem. Choć ostatnie lata pokazują, że jeśli chodzi o pogodę, przewidzieć możemy coraz mniej i zdarza się, że w połowie kwietnia można szusować nawet w... Zakopanem.

Klasyczne oferty free ski proponują głównie regiony narciarskie z Włoch, Francji, rzadziej Austrii. – My nie używamy tego terminu, nie chcemy wprowadzać klientów w błąd, bo nigdy nie jest tak, że za karnety narciarskie się nie płaci. Po prostu opłaty są ukrywane – potwierdza dyrektor Narodowego Centrum Turystyki Słowackiej w Polsce Ján Bošnovič. – Na Słowacji używa się terminu „pakiet pobytowy", w którym w jednej cenie są zakwaterowanie, karnety i przejazd – wyjaśnia.

Liczyć, sprawdzać, porównywać

Marketingową ekwilibrystyką popisują się biura podróży i hotele sprzedające oferty typu free ski w szczycie sezonu: w styczniu i lutym. Tutaj można zauważyć dwa wzory działania.

Pierwszy wprowadza klienta w błąd. Przy nazwie apartamentu dopisane jest hasło "free ski" i cena, np. 860 zł. Dopiero po wnikliwej analizie strony internetowej i rozmowie telefonicznej z touroperatorem dowiadujemy się, że choć przy ofercie jest data 14 stycznia, to jednak tak naprawdę chodzi o początek grudnia i koniec marca. Oczywiście w połowie stycznia oferty też są dostępne, ale już w zupełnie innej cenie.

Drugi przypadek to opieczętowanie nazwą "free ski" kompletnej oferty, która – rozbita na poszczególne elementy – nie różni się od innych katalogowych cen. – Mam np. ofertę, w której dojazd, wyżywienie i zakwaterowanie w trzygwiazdkowym hotelu we Włoszech można wykupić za 1700 zł. A obok propozycja free ski z dojazdem, wyżywieniem i zakwaterowaniem (fakt, że w hotelu czterogwiazdkowym), która kosztuje 2900 zł – mówi Dorota Mańkowska z poznańskiego biura Travel Team, które prowadzi stronę Free-ski.pl. Jeśli przyjmiemy, że średnio rozbudowany karnet to wydatek ok. 600 zł i pamiętamy o różnicy w jakości hotelu, to i tak wyjdzie nam, że ten wyjazd free ski jest... droższy od tradycyjnej oferty. – Dlatego zawsze warto dokładnie przeliczać ceny hotelu i dojazdu. Zdarzają się też hotele, które mają kontrakty na nieco skipassy działające w mniejszej liczbie wyciągów przez cały rok, ale prawdziwa oferta free ski to początek i koniec sezonu, wtedy zazwyczaj na skipassie można jeździć po trasach całego regionu – podkreśla.

Co po free ski?

Co o dewaluacji pojęcia free ski mówią eksperci?

– To jest strategia hit and run, czyli uderz i znikaj. Firmy chcą zarobić szybko i nie myślą o tym, czy klient do nich wróci – mówi Marcin Pawłowski, właściciel firmy MJ Strategy związany także z Wydziałem Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. – Ale trzeba pamiętać, że klient ten sam błąd popełnia zazwyczaj tylko raz. Jeśli to, co komunikuje przedsiębiorstwo, jest rozbieżne z tym, co daje, to takie działanie może się obrócić przeciwko niemu – przestrzega.

Z kolei specjalizujący się m.in. w marketingu profesor Bogdan Mróz ze Szkoły Głównej Handlowej twierdzi, że we free ski chodzi głównie o to, by przykuć naszą uwagę.

– Jak ktoś buszuje po Internecie i widzi hasło "free ski", to zatrzymuje się choć na chwilę. I właśnie o to chodzi. Być może niektóre biura podróży tak robią, bo czują się zmuszone sytuacją: skoro konkurencja ma taką ofertę, to my też powinniśmy tak działać. Ale może się tak zdarzyć, że ze sloganem free ski będzie podobnie jak z hasłem last minute przy sprzedaży wycieczek. Teraz właściwie wszystkie wyjazdy są właśnie tego typu, a to wcale nie znaczy, że są one korzystne cenowo. Po prostu ten chwyt traci na znaczeniu i za jakiś czas ktoś wymyśli coś nowego – przypuszcza specjalista i radzi, by do ofert free ski, tak jak do wszystkich innych, podchodzić krytycznie.

Bo planując białe szaleństwo, warto się kierować... zdrowym rozsądkiem.

Siedem dni w apartamencie kilkaset metrów od alpejskiego stoku, a do tego sześciodniowy skipass na 150 wyciągów i prawie 400 km tras za mniej niż 900 zł (205 euro). Takie oferty można znaleźć we Włoszech. Kuszą też nie mniej atrakcyjne stoki francuskich Alp. Oczywiście do tej sumy trzeba doliczyć dojazd samochodem, autokarem lub lot samolotem, wyżywienie, a często także opłaty za pościel i sprzątanie apartamentu.

– W sezonie za taki sam apartament i to ze skipassem ograniczonym do jednej stacji, a nie np. ośmiu, zapłacimy co najmniej 1700 zł – wyjaśnia Piotr Magur, współwłaściciel krakowskiego biura podróży Petruss, które co roku sprzedaje kilkaset ofert typu free ski. – W szczycie sezonu bywa tak, że sam karnet kosztuje tyle, ile na początku czy końcu sezonu karnet i zakwaterowanie.

Pozostało 87% artykułu
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Turystyka
Turcy mają nowy pomysł na all inclusive
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Turystyka
Włoskie sklepiki bez mafijnych pamiątek