We wrześniu widzieliśmy, że końcówka roku będzie trudna i nie przystaje do naszych założeń budżetowych. To się niestety potwierdziło. W tej chwili sprzedaż w porównaniu z zeszłoroczną jest niższa, ale różnica jest nieznaczna, a prognozy mówią, że 2013 rok odwróci tę tendencję. Analizujemy połączenia długodystansowe i widać, że wypełnienie rejsów do USA jest satysfakcjonujące, chociaż nasi agenci mówią o spadku u wszystkich przewoźników.
Czy dzisiaj Dreamliner jest dla pana „liniowcem marzeń", czy zmorą, z którą są stale kłopoty?
Zdecydowanie jest naszą szansą. Samolot cieszy się ogromnym powodzeniem na trasach europejskich, które dotychczas obsługiwał. Tę maszynę kupiliśmy od Boeinga na wyjątkowo korzystnych warunkach, bo LOT był pierwszą linią europejską, która zdecydowała się na włączenie Boeinga 787 do floty. Udało się nam też pozyskać finansowanie na 12 lat, którego koszt to niewiele ponad 1 procent rocznie.
Dreamliner jest nowym samolotem we flocie LOT-u, pierwszym w Europie, bardzo zaawansowanym technologicznie i zinformatyzowanym – przewoźnicy są przygotowani i zakładają okres przejściowy, w którym mogą występować pewne problemy techniczne. Te, z którymi mieliśmy do czynienia oceniamy jako typowe i nieuniknione podczas wprowadzania całkowicie nowej technologii.
Za każdym razem skrupulatnie sprawdzamy wszelkie niezgodności czy komunikaty systemowe samolotu. LOT jest w stałym kontakcie z Boeingiem i wdraża również te nieobligatoryjne, zalecane przez producenta inspekcje, dotyczące sygnałów i problemów technicznych, o których mówią w ostatnich dniach inne linie lotnicze korzystające z Dreamlinerów.
Dzisiaj LOT ma dwa Dreamlinery i wykonują one wszystkie zaplanowane połączenia. 16 stycznia rejsem do Chicago zaczynamy obsługiwanie tras długodystansowych. Następne w kolejności są w lutym Nowy Jork i Toronto, a w marcu Pekin.