Komentator Ernesto Galli della Loggia wyraża opinię, że turystyka we Włoszech, polegająca głównie na przyjmowaniu tłumów zwiedzających, nie jest dla kraju dobrodziejstwem, lecz przynosi mu szkodę.
„Niech państwo ratuje Wenecję i całe Włochy"- wzywa na łamach gazety Galli della Loggia. Podkreśla, że niedopuszczalne jest to, że lokalne władze pozwalają na masowy napływ turystów, by mieć z tego pieniądze do budżetu. Potrzebna jest rządowa instytucja, która będzie zarządzać turystyką we Włoszech - apeluje autor komentarza.
„Powiedzmy to jasno: dzisiaj to głównie turystyka zagraża przyszłości naszego kraju"- stwierdza Galli della Loggia. Jak przyznaje, sektor ten przynosi Włochom „rzekę pieniędzy", ale z drugiej strony to „dzikie wykorzystywanie zasobów turystycznych" wyrządza ogromne szkody.
Symbolem braku kontroli nad ruchem turystów jest Wenecja, odwiedzana co roku przez 30 milionów ludzi. To tyle, ile wynosi połowa ludności Włoch - podkreśla dziennikarz. „Turyści się depczą, obijają się o sobie, tłoczą się do granic możliwości, kładą się wszędzie - na stopniach każdego kościoła, na każdym moście, w każdym kącie. (...) Miliarderzy z Ameryki Południowej, sprzedawcy z Macedonii, japońscy robotnicy, naprzód! Jest miejsce dla wszystkich"- ironizuje komentator. Nazywa Wenecję „Disneylandem" i „miastem-widmem". To, co się tam dzieje to "okropność".
Codziennie do miasta wpływają gigantyczne statki wycieczkowe, które mijają bazylikę świętego Marka w odległości 500 metrów. „To widowisko na granicy fantasy i horroru"- podkreśla „Corriere della Sera".