Zamieszki w dużych miastach Egiptu jeszcze nie wystraszyły polskich turystów. Ale touroperatorzy obawiają się, że jeśli napięcie utrzymywać się utrzymywać, albo nastąpi eskalacja, chętnych do wyjazdu nad Morze Czerwone może zacząć ubywać.
Na razie biura podróży uspokajają: w rejonach turystycznych nie ma zamieszek. Kompleksy wypoczynkowe są ogrodzone i chronione, turyści są tam bezpieczni. – Cały czas monitorujemy sytuację. Ale nasi klienci są już przyzwyczajeni, że w Kairze, czy dużych miastach zawsze się coś dzieje – tłumaczy Remigiusz Talarek, wiceprezes Rainbow Tours.
Prezes biura Alfa Star, które specjalizuje się w Egipcie, Krzysztof Strzylak też uspokaja: - Cały czas obserwuję sytuację, nasza wspólniczka mieszka w Kairze i na skypie relacjonuje mi, co się dzieje. Również nasi rezydenci w Marsa Alam, Tabie, Szarm el-Szejk i Hurghadzie nie mają żadnych niepokojących sygnałów. Nad Morzem Czerwonym ludzie wypoczywają nie wiedząc nawet, że coś się dzieje, dopóki nie zadzwoni do nich ktoś z Polski.
- Nie widać na razie zmniejszonego zainteresowania wyjazdami do Egiptu. Zwykle dziennie sprzedajemy 300 - 400 wyjazdów. Wczoraj mieliśmy 115 sprzedanych i 159 zarezerwowanych. Dzisiaj 53 i 226. Są ferie i do 31 stycznia samoloty mamy pełne.
- Generalnie jesteśmy za tym, żeby turyści nie opuszczali ośrodków turystycznych, ale nasi klienci byli wczoraj na wycieczce autokarowej w Kairze. Po prostu zmieniliśmy nieco trasę przejazdu, żeby ominąć okolice placu Tahrir. Nadal można wziąć udział w rejsie po Nilu i wycieczkach na południe, do Asuanu - dodaje Strzylak.