Betlej: Większa płaca minimalna da kopa turystyce

Jeśli PiS zrealizuje swoje zapowiedzi podniesienia wynagrodzeń, koniunktura na usługi turystyczne wzrośnie gwałtowniej nawet niż kiedy ludzie dostali 500+ – wskazuje ekspert

Publikacja: 12.09.2019 08:11

Betlej: Większa płaca minimalna da kopa turystyce

Foto: AFP

Prezes partii rządzącej, Jarosław Kaczyński, ogłosił podczas konwencji wyborczej PiS, że jeśli jego formacja wygra w październiku wybory, podniesie w szybkim tempie płacę minimalną (obecnie 2250 złotych) – na koniec w 2020 roku do 3000, a do końca 2023 roku do 4000 złotych. Zapowiedział też, że rząd PiS będzie co roku wypłacać emerytom 13. i 14. emeryturę. Realizacja tych obietnic „z pewnością będzie wywierała znaczny wpływ na gospodarczą rzeczywistość kraju, a jeszcze większy na koniunkturę w szeroko rozumianej turystyce, a w turystyce wyjazdowej w szczególności” – pisze prezes Instytut Badań Rynku Turystycznego Traveldata Andrzej Betlej w najnowszym materiale. Większa część cotygodniowego tekstu poświęca właśnie ocenie zapowiedzi Kaczyńskiego.

Zdaniem autora PiS zainspirował się sytuacją na Węgrzech i tym, że „w kilku ostatnich latach nasz kraj pod względem tempa podnoszenia płacy minimalnej wlókł się z reguły w ogonie naszego regionu zajmując w nim ostatnią lub przedostatnią pozycję”.

Jak pisze „duża zwyżka minimalnej pensji drażni szerokie rzesze drobnych i bardzo drobnych przedsiębiorców widzących w [propozycjach PiS] zagrożenie dla egzystencji swoich firm”. On jednak widzi w tym „chęć radykalnego unowocześnienia i zwiększenia wydajności małej i średniej przedsiębiorczości, która w krajach naszego regionu (…) pozostaje z reguły daleko w tyle za obiektywną wydajnością tych sektorów przy obecnym stanie techniki, technologii i organizacji pracy” i „chęć stworzenia nowego typu przedsiębiorcy – nowoczesnego, innowacyjnego i inwestującego, co w dużej mierze udało się [na Węgrzech] dzięki wspólnym programom rządu i banku centralnego”.

„To m.in. dzięki nim wzrost w przemyśle jest tam znacznie szybszy niż u nas (np. w lipcu 12 wobec 5,8 procent), a wkład inwestycji we wzrost PKB (dane Komisji Europejskiej) w ostatnich dwóch latach przeszło trzykrotnie większy niż w Polsce (3,5 wobec 1,1 procent)”.

Dalej Betlej przytacza dane z badań pokazujące, że w Polsce panuje duże rozdrobnienie gospodarcze, a małe i średnie firmy są mało wydajne i nie inwestują w innowacyjność. Dlatego „wyższe płace wymuszą nowe inwestycje, a te wygenerują wzrost produktywności przedsiębiorstw”.

Nadrabianie zaległości

Jego zdaniem nieaktualne są teorie, że najpierw należy inwestować, a później niejako automatycznie nadejdą wyższe płace i dobrobyt. „Kraje stosujące taką politykę (w tym Polska) właściwie zbankrutowały” – ocenia.

Lepsze efekty daje polityka odwrotna, czyli priorytet konsumpcji, która rodzi zapotrzebowanie na towary, a potem na inwestycje będące odpowiedzią na konkretne zapotrzebowanie, co zwiększa średnią efektywność gospodarki. „System taki działa gdy rosną wynagrodzenia, które jednocześnie wymuszają inwestycje w przedsiębiorstwach, np. w automatyzację, bo praca ludzka staje się droższa, co z kolei zwiększa produktywność i umożliwia kolejny wzrost płac i tak dalej”.

Pokazuje wykres pokazujący, że w krajach takich jak Polska, Węgry i Rumunia udział płac w PKB w roku 2017 był wyraźnie mniejszy od średniej i znacząco niższy niż w rozwiniętych krajach Zachodu (Francja, Niemcy).

A także zestawienie dotyczące dwóch kwartałów tego roku z dynamiką wzrostu płac realnych w Polsce, krajach regionu i trzech najważniejszych obszarów gospodarczych świata.

Polska zajmuje albo przedostatnią pozycję (I kwartał 2019), albo ostatnią (II kwartał 2019) i co ważne różnica na niekorzyść względem średniej dla regionu (nieważonej) wyraźnie się zwiększa.

„Nieco większe znaczenie z punktu widzenia zorganizowanej turystyki wyjazdowej ma dynamika zmian siły nabywczej przeciętnego wynagrodzenia liczonego w euro, w którym rozliczana jest większość imprez turystycznych w rejonie Morza Śródziemnego i innych rejonów Europy” – wyjaśnia autor.

Kwestie te przedstawia kolejne zestawienie.

Tutaj również – komentuje Betlej – widać słabą pozycję Polski, kraju, który tym razem w obu minionych kwartałach zajmuje ostatnią pozycję w regionie, co jest skutkiem generalnie niskiego wzrostu płac, ale też niezbyt korzystnych zmian wartości polskiej waluty wobec zachodnich walut.

Jak wyjaśnia autor, przywołuje te dane, by wykazać, że problemem Polski nie są zbyt szybko rosnące płace, ale raczej odwrotnie, rosnące za wolno w porównaniu z krajami tego samego regionu Europy. „Różnice, które kumulują się w kolejnych latach nabrzmiewają z czasem do tego stopnia, że konieczne stają się energiczne działania dostosowawcze”.

Turystykę czekają ciekawe czasy

Jeżeli deklaracje Kaczyńskiego staną się przynajmniej na kilka lat obowiązująca strategią państwa i dojdzie do dynamicznego wzrostu płac, to powinno wpłynąć to znacząco na koniunkturę w kraju, a jedną z dziedzin, które odczują to najmocniej będzie zorganizowana turystyka wyjazdowa – przewiduje ekspert.

I jak pisze, przed touroperatorami stanie wtedy wielkie wyzwanie. Już pierwsze szacunki wskazują, że napływ takiej gotówki na rynek będzie mieć większy wpływ niż przełomowa zmiana jaka dokonała się w gospodarstwach domowych, kiedy w życie weszły programy socjalne rządu z programem Rodzina 500+ na czele. „Warto przypomnieć, że po wielu latach niemalże zastoju w branży zorganizowanej turystyki wyjazdowej (z wyjątkiem stosunkowo dobrego roku 2014), programy te zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio (…) były głównym czynnikiem, który wygenerował w latach 2017-2018 około 70-procentowy wzrost liczby wycieczek lotniczych w branży, co oznaczało około 1,3 miliona dodatkowych klientów”.

Według Betleja, zaskoczyło to wtedy biura podróży i jedynie w niewielkim stopniu zdołały one wykorzystać sytuację – zarówno pod względem dostosowania się do rynków źródłowych, jak i zmian kierunków wyjazdów wypoczynkowych Polaków.

„Na skutek mocno zróżnicowanych wniosków, które wysnuwali poszczególni organizatorzy z tej nowej i niespotykanej wcześniej sytuacji (może z wyjątkiem roku 2008), w okresie zaledwie dwóch sezonów doszło do bardzo znacznych zmian układu sił w branży, jak też na głównych rynkach docelowych”.

Wrzesień coraz bardziej korzystny

W drugiej części materiału prezes Traveldaty podejmuje wątek sprzedaży wycieczek w biurach podróży, a głównie jej jakości z punktu widzenia touroperatorów. Pisze, że w ostatnich miesiącach mogą oni mieć dużo powodów do zadowolenia. Sprzedawało się prawie wszystko, a szczególnie korzystne były ceny wyjazdów sprzedawanych w okresie last minute. Można już szacować, że średnio ceny „lastów” w lipcu i sierpniu były o 410 – 430 złotych większe niż przed rokiem.

Ten trend przeniósł się też na wyjazdy wrześniowe. Sytuacja jest pod tym względem na podobnym lub nawet nieco lepszym poziomie niż w miesiącach wakacyjnych. Przebieg cen zaczyna w coraz większym stopniu przypominać sytuacje znane dotychczas głównie ze sprzedaży biletów w tanich liniach i to w wypadku kierunków cieszących się dużą popularnością – twierdzi Betlej.

Jeśli chodzi o październik, ostatni miesiąc sezonu letniego, sytuacja też „prezentuje się zupełnie dobrze”. Przy czym – przypomina ekspert – jego wpływ na wyniki branży jest stosunkowo nieduży, ze względu na trzy razy mniejszą liczbę klientów niż w miesiącach wcześniejszych.

Aby zilustrować skalę wzrostu cen wycieczek z wylotami w pierwszym tygodniu października Traveldata sporządziła wykres ich zmian z wyprzedzeniami w stosunku do terminu wylotu w zakresach 1-8 tygodni i 2-5 miesięcy.

Na wykresie – objaśnia Betlej – widoczne są z reguły nieco bardziej dynamiczne wzrosty cen niż w odpowiednich tygodniach września i sierpnia. Obecnie przy identycznym wyprzedzeniu wobec terminu wyjazdu (3 tygodnie), roczny wzrost cen w październiku (+184 złote) okazał się znacznie mniejszy od lipcowego (+357 złotych), taki sam jak w sierpniu (też +184 złote) i większy niż miało to miejsce we wrześniu (+154 złote).

Jeśli chodzi o wyniki firm turystycznych w październiku, sytuacja jest na razie minimalnie korzystniejsza niż miesiąc wcześniej, gdyż negatywny wpływ ceny paliwa lotniczego i kursy walut jest minimalny.

Więcej o cenach czytaj: „Traveldata: Końcówka lata na wysokim (cenowym) poziomie”

Prezes partii rządzącej, Jarosław Kaczyński, ogłosił podczas konwencji wyborczej PiS, że jeśli jego formacja wygra w październiku wybory, podniesie w szybkim tempie płacę minimalną (obecnie 2250 złotych) – na koniec w 2020 roku do 3000, a do końca 2023 roku do 4000 złotych. Zapowiedział też, że rząd PiS będzie co roku wypłacać emerytom 13. i 14. emeryturę. Realizacja tych obietnic „z pewnością będzie wywierała znaczny wpływ na gospodarczą rzeczywistość kraju, a jeszcze większy na koniunkturę w szeroko rozumianej turystyce, a w turystyce wyjazdowej w szczególności” – pisze prezes Instytut Badań Rynku Turystycznego Traveldata Andrzej Betlej w najnowszym materiale. Większa część cotygodniowego tekstu poświęca właśnie ocenie zapowiedzi Kaczyńskiego.

Pozostało 91% artykułu
Biura Podróży
Jedno z największych europejskich biur podróży sprzedane za 1 euro
Biura Podróży
Mistrzyni olimpijska ambasadorką turystyki aktwnej w Itace
Biura Podróży
Rekordowa sprzedaż eSky. „Zawdzięczamy ją pakietom dynamicznym”
Biura Podróży
Z Eximem na Tahiti i Bora Bora – nowość w ofercie touroperatora
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Biura Podróży
Spór Itaki z Wakacje.pl: Kiedy integracja systemów rezerwacyjnych?