Cofnęliśmy się pod tym względem do roku 2018, kiedy rynek był zalany ofertami i przez to trzeba było je przeceniać na gwałt. To spowodowało, że biura podróży sprzedawały rekordowo dużo, ale bez zysku.
Dla niektórych priorytetem nie jest wynik finansowy, ale efekt ilościowy. Moim zdaniem robią błąd. Mam nadzieję, że jeszcze się zreflektują.
Co do innych kierunków to od początku czerwca zanotowaliśmy bardzo duże zainteresowanie Albanią, Grecją (szczególnie Zakintos i Kreta) i Bułgarią. LOT na te kierunki stworzył bogaty program rejsów z różnych lotnisk w kraju.
Wzrosła też liczba rezerwacji po tym jak Tunezja i Turcja złagodziły warunki wjazdu.
Świetnie również sprzedaje nam się ostatnio Dominikana.
Jaki plan ma Prima Holiday na sezon 2021?
Przed pandemią mieliśmy w ofercie piętnaście kierunków, teraz mamy dwadzieścia, razem z egzotycznymi. Dodaliśmy Kostarykę, Kubę, Sardynię, Chorwację i Mykonos.
Nadal unikamy czarterów, mamy tylko symboliczną liczbę po 20 miejsc w czarterach z Warszawy, Katowic, Poznania, Wrocławia i Rzeszowa do Tunezji. Ryzyko oceniamy jako bardzo małe, bo część tych miejsc wypełnią klienci, którzy czekają na wyjazdy przełożone z zeszłego roku. Nasze zadanie to dopełnić tych kilka miejsc.
W zasadzie wszystkie inne kierunki opieramy na połączeniach liniowych. Chcemy zrobić 60 procent programu zrealizowanego w 2019 roku. Albo inaczej – potroić to, co udało się osiągnąć w 2020.
Taki mamy cel, ale nawet, jeśli z jakichś powodów nie uda się go zrealizować nie będziemy smutni. Mamy przynajmniej pewność, że będziemy sprzedawać z zyskiem, bez obciążenia w postaci pustych, ale opłaconych z góry foteli w czarterach.
Myślę, że będziemy mieli ceny konkurencyjne na poszczególne kierunki, na przykład do Grecji i Albanii, porównując z cenami specjalistów od tych kierunków.
Tym bardziej, że mimo kryzysu i spadku obrotów nie straciliśmy żadnego z hoteli, które agenci i klienci kojarzą z marką Prima Holiday. Nadal mamy wszystkie obiekty, które mieliśmy na wyłączność – w Grecji, Albanii, Turcji. Chociaż wysłaliśmy im stu zamiast obiecanego tysiąca klientów, zachowali się przyzwoicie. Dobre relacje z naszymi partnerami procentują nam w trudnych czasach.
Jak wspomniałem, w tym roku wprowadziliśmy do programu Chorwację i jesteśmy zadowoleni z jej sprzedaży, będziemy tam latać z LOT-em, Ryanairem i Wizz Airem, ale sprzedajemy ją również z dojazdem własnym.
Czy pandemia zmieniła coś w zachowaniu klientów?
Niestety, termin zakupu wyjazdu. Odwlekają to niemal do ostatniej chwili. I nie chodzi o to, jak zdarzało się dawniej, że polują na najniższą cenę, ale o obawy, że wyjazd zostanie anulowany w związku z decyzją danego kraju o zamknięciu się.
Moim zdaniem przepisy sanitarne, nawet obowiązkowe testy PCR, nie grają tak dużej roli, jak im się przypisuje. Albania bardzo szybko oświadczyła, że nie wymaga żadnych testów od turystów, a wcale nie było na nią wielkiego popytu, aż do początku czerwca, kiedy to LOT obniżył taryfy lotnicze. Wtedy dopiero sprzedaż wystrzeliła.
O first minute możemy zapomnieć przez dwa, trzy lata. Ludzie nabrali dystansu i na wszelki wypadek będą zwlekać z decyzją o zakupie wakacji.
Poza tym turystyka powoli wraca na znane nam tory. Nawet all inclusive, który na kilkanaście miesięcy został zmieniony w ten sposób, że nie można samemu nakładać sobie na talerz, ale robi to kucharz, czy wycofanie szklanych naczyń i zastąpienie ich jednorazowymi. Moim zdaniem za rok tego nie będzie.
Touroperator ma w tym sezonie luksusową sytuację. Nie musi się martwić o miejsca w samolotach – linie lotnicze są gotowe wynająć całe maszyny, jakąś ich część lub zaoferować regularne połączenia na wakacyjnych trasach.
To prawda, mamy wszystkie atuty, żeby sezon był udany. Jednak powrotu do liczby klientów z 2019 roku spodziewam się dopiero w 2022 roku, wtedy też może odważniej sięgniemy po czartery.
Nie wykluczamy w tym roku możliwości wzrostu i rozwijania się w liczbie klientów i obrotów, ale nie jest to nasz priorytet w obecnych warunkach.