„Ci, którzy o Deutsche Bahn nie mają zbyt dobrego zdania, zastanawiają się, po co przewoźnik publikuje jeszcze w ogóle rozkłady jazdy. Pociągi całkowicie wypadają z siatki połączeń albo z powodu strajków, albo z innych przyczyn” - pisze gazeta „Sueddeutsche Zeitung” w swoim elektronicznym wydaniu.

Czytaj więcej

Greenpeace: Trzeba nałożyć podatek, żeby latanie nie było tańsze od jazdy koleją

Czy takie przemyślenia mieli również szefowie Szwajcarskich Kolei (SBB) i Ministerstwa Transportu, trudno stwierdzić, ale zdecydowali nie włączać niemieckich pociągów do swoich rozkładów jazdy. Składy przyspieszone ICE z Badenii Wirtembergii będą dojeżdżać maksymalnie do Bazylei, a nie jak dotychczas do Zurychu, te z Monachium (EC) ostatni przystanek mają mieć w St. Margrethen, a maksymalnie w St. Gallen. Zaraz za granicą ich trasa się zakończy.

Na pociągach Deutsche Bahn nie można polegać, wiadomo, że będą opóźnione. To z kolei zaburza precyzyjnie realizowany plan przejazdów Kolei Szwajcarskich. Z drugiej strony to pewna strata - SBB chciałaby oferować przejazdy międzynarodowe do Monachium, Frankfurtu, Hamburga i Paryża, a stamtąd dalej do Amsterdamu, Brukseli i Londynu, jako alternatywę dla połączeń lotniczych. Z niemieckich ekspresów mogliby też korzystać pasażerowie na trasach krajowych po Szwajcarii, na przykład z Zurychu do Berna czy z Bazylei do Winterthuru. Niestety, Deutsche Bahn z powodu swojej zawodności z tej biznesowej opcji nie skorzysta – wskazuje „Sueddeutsche Zeitung”.