Prezes Michael O'Leary wyjaśnia, że choć linia pobudziła popyt na latanie, zmniejszając latem, po brytyjskim referendum, ceny o 9 procent, nie jest pewny, co będzie po październiku, czyli w czasie, gdy Europejczycy mniej korzystają już z urlopów. Jak mówi, to skłoniło go do dużej ostrożności w przewidywaniu zysku linii w całym roku rozliczeniowym, kończącym się w marcu. Jego zdaniem sięgnie on 13 procent, czyli 1,38 - 1,43 miliarda euro.
- Na skutek Brexitu obniżamy nasze stawki bardziej niż w przeszłości — powiedział na konferencji prasowej w Londynie. Słabszy funt odstrasza Brytyjczyków od podróży do krajów strefy euro. — Jeśli stawki zmaleją w drugim półroczu bardziej niż o 10 - 12 procent, to będziemy musieli skorygować nasze przewidywania dla całego roku — dodał.
Drugi w Europie tani przewoźnik, easyJet stwierdził jeszcze w lipcu, że po referendum nie jest w stanie przedstawić prognozy swoich wyników finansowych, a Lufthansa obniżyła przewidywane zyski. Także właściciel British Airways, grupa IAG, ograniczył plany wzrostu w tym roku.
Podczas konferencji prasowej O'Leary przedstawił wiele szczegółów planu ograniczenia wzrostu mocy przewozowych w Wielkiej Brytanii, gdzie ten przewoźnik z Irlandii ma drugi co do wielkości udział rynkowy (18 procent). Zakłada, że w tym roku wzrost sięgnie 6 procent, podczas gdy w zeszłym roku było to 15 procent. Zdaniem O'Leary'ego, gdyby nie Brexit, wartość ta pozostałaby na stabilnym poziomie 10 - 15 procent.
Szefa Ryanaira niepokoją też unijne przepisy wymagające, by unijne linie lotnicze, w tym Ryanair, musiały należeć w ponad 50 procentach do udziałowców z terenu wspólnoty. Zauważa więc, że jeśli brytyjscy inwestorzy zostaną wykluczeni ze wspólnoty, Ryanair naruszy te przepisy.