Clark nawet nie miał początkowo być prezesem nowej firmy. Odpowiadał jednak za planowanie i okazało się, że dla linii jest ono najważniejsze. Dzisiaj Emirates jest w czołówkach najzyskowniejszych linii na świecie, chociaż nadal nie zalicza się do największych przewoźników pod względem liczby przewiezionych pasażerów.
Przegrywa pod tym względem z liniami amerykańskimi i europejskimi, nawet z Chińczykami. Bo Emirates nie ma małych samolotów. Ze swojego centrum przesiadkowego w Dubaju lata głównie na długich trasach, bądź takich, na których jest duży ruch. A duże maszyny, przewożące po ponad 300 pasażerów jednorazowo latają wypełnione dzięki bardzo elastycznemu systemowi taryf. Pasażerów do dubajskiego centrum przesiadkowego Emirates ma teraz dowozić dodatkowo jeszcze niskokosztowy przewoźnik Flydubai, który 26 października zainaugurował loty z centralnego portu im szejka al-Makhtouma.
Najpierw był Gulf Air
W 1984 roku będąca własnością kilku emiratów Gulf Air odmówiła zwiększenia częstotliwości lotów do Dubaju. Wtedy szejk al-Makhtoum zdecydował, że emirat powinien mieć własnego przewoźnika. Pomysłem szejka na przyszłość Dubaju było jak największe uniezależnienie się od eksportu ropy i zwiększenie udziału usług w PKB. Dubaj miał stać się centrum światowego handlu, turystyki i transportu. I jest do tego na najlepszej drodze, chociaż raczej w wymiarze regionalnym.
Emirates ostatecznie wystartowały 25 października 1985 roku z rejsem do Karaczi. Port w Dubaju obsługiwał wówczas 3 mln pasażerów rocznie, w tym latających LOT-em, który zatrzymywał się tam w rejsie z Warszawy do Bangkoku. W 2000 roku liczba pasażerów w dubajskim porcie wzrosła do 12,3 miliona. A w 2014 do 70 milionów.
Emirates jako pierwszy wprowadził na pokłady prawdziwy luksus, który potem skopiowały linie południowo-azjatyckie i inni przewoźnicy z regionu Zatoki Perskiej. Szybko stała się największą linią bliskowschodnią - jej flota to 220 maszyn szeroko kadłubowych dalekiego zasięgu. W portfelu zamówień ma ich jeszcze 270.