Lotniczy bilet z Marsylii do Palermo za 22 euro wydaje się prawdziwą okazją, ale trzeba pamiętać, że każdy dodatkowy kilogram i centymetr bagażu oznaczają dopłatę. Płacić trzeba też, jeśli samemu nie wydrukuje się karty pokładowej. Są i dalsze niespodzianki — aby zwiększyć szansę na wygodniejsze miejsce, lepiej wykupić usługę „pierwszeństwa wejścia na pokład" – za 10 euro. Nie ma co liczyć na darmowy, choćby podstawowy catering – za kanapkę trzeba zapłacić 6 euro, a za hamburgera – 5. Dopłaty przynoszą Ryanairowi rocznie 800 milionów euro, co oznacza jedną czwartą obrotów firmy.
Autorzy filmu udali się do Irlandii, by porozmawiać z prezesem Ryanaira — Michaelem O'Learym. Urzęduje w skromnym budynku, bo cięcie kosztów to specjalność firmy. Kilka lat temu, na przykład, Ryanair zapowiadał wprowadzenie płatnych toalet i miejsc stojących. Chciał też zrezygnować z drugiego pilota, ale szczęśliwie wycofał się z tych pomysłów.
Ryanair zaczynał w latach 80., obsługując kilka połączeń między Dublinem a Wielką Brytanią. Dziś zatrudnia 8 tysięcy pracowników, a jego prezes zgromadził jedną z największą fortun w Irlandii.
Dziennie Ryanair obsługuje półtora tysiąca rejsów. Dąży do optymalizacji kosztów, czyli także do maksymalnego skrócenia czasu postoju samolotu na lotnisku. To pozwala na zwiększenie liczby lotów, ale wymaga też ekspresowej obsługi. Pięć minut po lądowaniu: wysiadają pierwsi pasażerowie, a po pół godzinie wsiadają już następni. Stewardesy prowizorycznie sprzątają, czyli zbierają śmieci...
Problemem tanich linii lotniczych jest punktualność, bo przy tak wyśrubowanym wykorzystaniu maszyn – jedno opóźnienie powoduje efekt domina. Pechowcy zaliczają nawet czterogodzinne „dokładki" do czasu podróży. A uzyskać odszkodowanie od linii nie jest łatwo.