26 marca irlandzki rząd zdecydował, że swój 25-procentowy pakiet akcji w Aer Lingusie sprzeda brytyjsko-hiszpańskiej grupie lotniczej International Airlines Group, w skład której wchodzą m.in. British Airways i Iberia. Największym pojedynczym udziałowcem Aer Lingusa nie jest jednak irlandzkie państwo, ale niskokosztowy rywal Aer Lingusa - Ryanair. Komisja Europejska i brytyjski urząd antymonopolowy kilka lat temu nakazały Ryanairowi odsprzedanie przynajmniej 24,8 procent akcji, ponieważ ma zbyt duże udziały w irlandzkim rynku lotniczym, zwłaszcza w przewozach z Dublina. Z tych samych powodów irlandzki relulator rynku i Komisja Europejska nie zgodziły się, by Ryanair skonsolidował całe lotnictwo na wyspie. Ostatni raz Ryanair próbował tego dwa lata temu, ale transakcja została zablokowana przez KE. Wkrótce potem irlandzki regulator rynku, któremu podlega nadzór nad uczciwą konkurencją, nakazał przewoźnikowi sprzedanie swoich udziałów w Aer Lingusie.
Prezes Michael O'Leary wielokrotnie protestował przeciwko tej decyzji. Sprawa znalazła się w irlandzkim sądzie, gdzie Ryanair przegrał w kwietniu 2015 roku, ale złożył apelację do Sądu Najwyższego. Jeśli więc ta instancja zgodzi się w ogóle rozpatrywać zażalenie, cała sprawa przejęcia Aer Lingusa przez IAG poważnie się przeciągnie.
O'Leary zapowiadał, że się pozbędzie wszystkich akcji Aer Lingusa, skoro nie może posiadać pakietu większościowego. Polecenia KE i Brytyjczyków uważa za „śmieszne i niesprawiedliwe, oparte na złych przesłankach i niezgodne z prawem". Wiadomo, że O'Leary nie zamierza ułatwić IAG prowadzenia biznesu w Irlandii i zrobi wszystko, aby opóźnić zamknięcie transakcji. Przy tym prezes Ryanaira wie, że stoi na straconej pozycji. Ale w całej sprawie chodzi o duże pieniądze. Irlandzka linia chciałaby wydębić od IAG, ile się da, w tym działki czasowe (sloty) na lotnisku Heathrow - najbardziej zatłoczonym porcie lotniczym w Europie. Para slotów — przylot i wylot kosztuje tam około 20 mln funtów.