W samolocie dopłacimy nawet za poduszkę

Bilet jest bardzo tani, ale kiedy doliczyć wszystkie dopłaty, okaże się, że na przelot linią niskokosztową wydamy tyle, co na podróż z tradycyjnym przewoźnikiem

Publikacja: 11.02.2014 08:04

W samolocie dopłacimy nawet za poduszkę

Foto: Bloomberg

W 2013 roku linie lotnicze na świecie zgarnęły z tytułu najróżniejszych dopłat 42,6 mld dol. – wynika z analizy Ideaworks. Do pobierania dodatkowych opłat przyznaje się 79 przewoźników, ale zdaniem analityków robi to przynajmniej 180. Podróżni płacą za jedzenie i picie, bagaż wniesiony na pokład, bagaż nadany na lotnisku, za koc i poduszkę, słuchawki, dostęp do internetu i programu rozrywkowego, rezerwację miejsca w samolocie. Można jeszcze długo wymieniać...

Irlandzka perfekcja

– Jeszcze pięć lat temu dodatkowe wpływy z tytułu tego typu opłat były mało znaczące – uważa Tony Tyler, dyrektor generalny Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych (IATA). – I przewoźnicy znajdą dziesiątki sposobów, żeby dodatkowo „skasować" pasażerów – dodaje Tyler. Jego zdaniem takich dopłat by nie było, gdyby konsumenci nie byli gotowi ich ponosić. – To lekcja, jakiej udzieliły linie niskokosztowe tradycyjnym. Według danych IATA statystyczny pasażer dopłaci w tym roku do biletu 13 dol.

Taki sposób pozyskiwania pieniędzy staje się coraz powszechniejszy, a pomysłowość przewoźników nie zna granic, choć trzeba przyznać, że nie przyjęły się opłaty za toaletę, które próbował testować Ryanair (50 eurocentów za wejście).

Jako pierwsi powiększać dochody z latania zaczęli Amerykanie, ale do perfekcji doprowadzili to Irlandczycy z Ryanaira. Tylko że latem ubiegłego roku pasażerowie powiedzieli mu: dość. Od tego czasu niektóre opłaty spadły. Ale z sukcesem wprowadzono nowe. Od ostatniego kwartału ubiegłego roku Ryanair pobiera pieniądze za rezerwację miejsc w samolotach. Wpływy z tytułu opłat dodatkowych wzrosły w 2013 r. o 13 proc. w porównaniu z 2012. Tony Fernandes, prezes niskokosztowych linii AirAsia, planuje zwiększanie wpływów z tego tytułu o 25 proc. rocznie. Polski LOT wprowadził od 1 sierpnia 2013 sprzedaż posiłków i napojów. Za darmo jest tylko woda i wafelek. Za resztę trzeba płacić, choć taniej niż za podobny posiłek na którymkolwiek z lotnisk. Jedzenie, jakie sprzedaje LOT, jest smaczniejsze niż darmowa „buła" i często na powrotnych rejsach kanapek i sałatek brakuje.

Ostrożnie z lojalnością

Złotą żyłą w dochodach linii są ich programy lojalnościowe. Miles & More – wymyślony przez niemiecką Lufthansę, a przyjęty również przez LOT – jest uważany za jeden z najkorzystniejszych dla pasażerów. Tyle że trzeba z niego bardzo umiejętnie korzystać. Na przykład oferty milowe zamieszczane w internecie na stronie M&M, pozornie wyjątkowo atrakcyjne – za 80 tys. mil klasa biznes z Warszawy do Tokio – w istocie atrakcyjne nie są, bo przy rezerwacjach jak królik z kapelusza wyskakują najróżniejsze dopłaty.

Przy podróży do Muscatu w Omanie oprócz 40 tys. mil trzeba jeszcze dopłacić niemal tyle, ile kosztuje najtańszy bilet ekonomiczny na tej trasie. To pułapka na niecierpliwych, którzy nie chcą tracić czasu na dodzwonienie się do Centrum Obsługi M&M, gdzie taki sam bilet można kupić znacznie taniej. W każdym razie właśnie z programów lojalnościowych linie na świecie uzyskały w 2013 r. aż 18,9 mld dol. Są też inne sposoby.

Na ziemi i w powietrzu

Podróżni tuż przed odlotem (np. Austrian Airlines), a nawet już w jego trakcie (LOT), mogą niskim kosztem przesiąść się do klasy wyższej. W Austrian jest to licytacja, w której pasażerowie deklarują, ile są w stanie dopłacić. W Locie opłata wynosi 500 zł. Gdybyśmy bilet kupili wcześniej, różnica wyniosłaby nawet 2–7 tys. zł.

Dlaczego linie szukają pieniędzy w ten sposób? Jak podaje Lufthansa, w 2000 r. średni koszt biletu na trasie Frankfurt – Madryt wynosił 300 dol., podczas gdy cena baryłki ropy ok. 25 dol. Dziesięć lat później koszt baryłki wynosił ok. 110 dol., a średnia cena biletu spadła do ok. 100 dol. – Obniżanie cen i wojny na promocje doprowadziły do tego, że w końcu linie lotnicze zorientowały się, że zjadają własny ogon – mówi analityk rynku lotniczego, Krzysztof Moczulski, z serwisu Lotnictwo.net.pl. – Podstawowych cen biletów podnieść raczej się nie da, więc przewoźnicy nie mieli innego wyjścia, jak wprowadzić do oferty właśnie usługi dodatkowe. Czy ten trend może się odwrócić? Szczerze mówiąc, nie sądzę. Linie będą doskonaliły usługi dodatkowe tak, byśmy w ich kieszeniach zostawili jak najwięcej pieniędzy ponad to, co zapłaciliśmy za bilet – dodaje Moczulski.

Zanim Wyjedziesz
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte. Na razie na próbę
Turystyka
Nie tylko Energylandia. Przewodnik po parkach rozrywki w Polsce
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10