Z szalikiem przez świat

Wielkie wydarzenia sportowe, mistrzostwa, igrzyska przedstawiane są jako źródło zysku dla lokalnej gospodarki, w tym dla branży turystycznej. Ale czy na pewno tak jest?

Publikacja: 12.06.2018 18:25

Foto: shutterstock

Przejazd do Moskwy autokarem lux, dwa noclegi w hotelu trzygwiazdkowym na Łotwie, dwa noclegi w hotelu trzygwiazdkowym w Moskwie (pokoje dwuosobowe), wyżywienie, krótkie zwiedzanie, ubezpieczenie, opieka pilota – tak w skrócie wygląda jedna z ofert wyjazdu na mundialowy mecz Polska – Senegal. Cena prawie 2,5 tys. złotych. Do tego trzeba doliczyć koszt biletu na mecz i czas poświęcony na wyrobienie Fan ID, czyli bezpłatnego odpowiednika wizy.

– Wszystkie miejsca już wyprzedane – mówi Henryk Sobieraj z katowickiego biura podróży Gryf, które organizuje podobne wyjazdy już od 20 lat. – Najczęściej na duże imprezy sportowe rangi mistrzowskiej, w tym igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata i Europy w piłce nożnej, no i na mecze czołowych europejskich drużyn – m.in. do Barcelony, Madrytu i Monachium – opowiada.

 

To jedna z wielu firm zajmujących się turystyką sportową, chociaż – jak zauważa Ewa Kubaczyk z Polskiej Izby Turystyki – tego rodzaju wyjazdy stanowią zwykle dla nich działalność poboczną. – Rozwijają się wprawdzie wyspecjalizowane portale i biura z doświadczoną kadrą znającą ten rynek, ale w większości wyjazdy na imprezy sportowe organizowane są przez biura, których głównym nurtem działalności jest jednak wypoczynek – wyjaśnia.

 

Z mundialowej oferty Gryfa skorzysta około 300 osób. Pojadą do Rosji bądź polecą, bo o ile mecz z Senegalem (19 czerwca) odbędzie się na stadionie stołecznego Spartaka, o tyle z dojazdem na kolejne spotkania z udziałem biało-czerwonych – z Kolumbią w Kazaniu (24 czerwca) i z Japonią w Wołgogradzie (28 czerwca) – byłoby już trudniej. W obu wypadkach to dodatkowy tysiąc kilometrów do pokonania.

 

– Dlatego organizujemy przelot do Moskwy, a potem wsiadamy w pociąg sypialny do Kazania. Rosyjska kolej ma dobrą opinię – wyjaśnia Henryk Sobieraj. – Tam dwa noclegi, a później znów sypialny do Wołgogradu. Tam także dwa noclegi i dla części powrót do Moskwy, a dla części – jeśli Polacy awansują – być może decyzja, czy jechać dalej, na mecz jednej ósmej finału do Rostowa nad Donem.

 

Szykuje się nie tyle wycieczka, ile wyprawa. Nic dziwnego, że na internetowych forach ożywienie – jedni szukają towarzyszy podróży, drudzy możliwości dojazdu, wszyscy narzekają na wysokie ceny. W Wołgogradzie dochodzą jeszcze problemy ze znalezieniem noclegu. To zapewne jedna z przyczyn, dla których bilety na mecze rozgrywane na Wołgograd Arenie sprzedawały się najwolniej.

 

Zresztą miasta, które zdołały już pobudować hotele, też nie zachęcają – ceny pokojów rosnące w postępie geometrycznym to typowy problem podczas dużych imprez. W wypadku rosyjskich mistrzostw zabolały nawet Szwedów, którzy – jak doniosły skandynawskie media – licznie zwracali bilety na mecze swojej reprezentacji po informacjach o podwyżce cen noclegów.

 

– Rozpoczęliśmy przygotowania już w lipcu zeszłego roku, bo rosyjski mundial to operacja bardziej skomplikowana niż np. ostatnie mistrzostwa Europy we Francji – potwierdza Sobieraj. – Większe odległości, mniejsza baza hotelowa poza Moskwą, no i ceny, które zawsze idą w górę. Trzeba też było porozumieć się z miejscowymi kontrahentami, np. w kwestii autobusów i pociągów na trasach lokalnych. Jeśli chodzi o rezerwacje miejsc w hotelach, to zajmowaliśmy się tym już w grudniu, potem byłaby tragedia.

 

Biletowy monopol

Ostrożność w zakupie biletów na mecze w Rosji jest więc uzasadniona, tym bardziej że zgodnie z polityką FIFA wejściówek nie wolno odsprzedawać, oddawać, wystawiać na aukcjach bez pisemnej zgody (można je odsprzedać na oficjalnej platformie online z 10-procentowym potrąceniem, koniecznością odesłania i bez gwarancji powodzenia). To niedogodność dla biur podróży, bo ich oferty nie mogą być kompletne, ale jak mówi Sobieraj, inaczej chętnych biur byłoby pewnie tak wiele, że kłopoty z zakupem mieliby kibice indywidualni. – Nie wiem więc, czy jest lepsza metoda – podsumowuje.

 

– Jedną z przyczyn, dla których turystyka sportowa nie wychodzi ze swojej niszy, jest, co często podkreślają przedstawiciele biur podróży, konkurencja globalnych platform sprzedaży biletów – zauważa Ewa Kubaczyk. – Jeżeli rynek się otworzy, być może znajdzie się miejsce na biura wyspecjalizowane w podobnych wyjazdach, ale obecnie organizatorzy raczej wycofują się z tej branży – twierdzi rzeczniczka PIT (chociaż przedstawiciele biur, z którymi rozmawialiśmy, uważają, że konkurencja nie śpi).

 

Udało się jednak znaleźć ofertę na nadchodzący mundial wraz z biletem na trybuny. „Zapewniamy Państwu przelot i zakwaterowanie w czterogwiazdkowym hotelu na trzy noclegi w dwuosobowych pokojach. Nie musicie się Państwo martwić o transport na mecz. Zapewnimy go wraz z opieką pilota. Podobnie jak bilety na mecz na MŚ z numerowanymi miejscami siedzącymi" – czytamy w propozycji biura Sports Events.

 

– Zapewniamy kompleksową ofertę, tak żeby klient nie musiał się o nic martwić – mówi Magdalena Cieślik ze Sports Events. Organizujemy podobne wyjazdy od dziesięciu lat i mamy swoje miejsca, w których kupujemy bilety na mecze i zawody sportowe. Więcej powiedzieć nie mogę – ucina, dodając przy tym, że zbieżność nazw z globalną platformą sprzedażową Sports Events 365 jest przypadkowa.

 

Polskie Sports Events zajmuje się m.in. wyjazdami na mecze reprezentacji Polski, spotkania Ligi Mistrzów, wyścigi Formuły 1 i rajdowe mistrzostwa WRC. Cieślik podkreśla, że mocną stroną biura są właśnie rajdy. – Mam doświadczenie sportowe, przez kilka lat jeździłam w mistrzostwach Polski, jako jedyna kobieta za kierownicą – wyjaśnia.

 

Oferta biura przeznaczona jest jednak tylko dla zorganizowanych grup – zazwyczaj klientami są firmy. Wtedy jest łatwiej, bo wiadomo, wszyscy wyruszają z tego samego miejsca i oczekują podobnego standardu, jeśli chodzi o środki transportu czy hotel.

 

– Miejsc na wyjazd do Moskwy już nie ma. Przygotowujemy też podróż na mecze w Kazaniu i Wołgogradzie. Może to trudniejszy teren, ale jesteśmy gotowi – np. do Wołgogradu lecimy z Berlina, skąd będzie dużo taniej.

 

Może zysk, może dług

Wielka impreza sportowa bywa mieczem obosiecznym. Doświadczenia części gospodarzy wskazują, że może wręcz odstraszyć resztę turystów. To raczej nie jest problem Wołgogradu, ale Londynu – już tak.

Dane brytyjskiego GUS (Office for National Statistics) wskazują, że podczas igrzysk w 2012 roku Zjednoczone Królestwo odwiedziło o 5 procent turystów mniej niż rok wcześniej. Jednak – ku uciesze Brytyjczyków – kibice zostawili znacznie więcej pieniędzy (prawie 1300 funtów na osobę, niemal dwa razy tyle, ile statystyczny turysta). W dodatku rok po igrzyskach krzywa poszła w górę i czerwiec 2013 r. był rekordowy, jeśli chodzi o liczbę gości. Nie był to może efekt magii igrzysk (to pojęcie dawno straciło aktualność), ale dodatkowa infrastruktura stworzona przy ich okazji na pewno nie zaszkodziła.

 

Także południowokoreańskie Ministerstwo Sprawiedliwości wykazało, że podczas zimowych igrzysk w tym roku liczba gości w Korei spadła o ponad 16 procent, choć tu przyczyny w dużej mierze mogą leżeć po stronie sytuacji politycznej w regionie. Na podsumowanie długofalowego efektu igrzysk w Pjongczangu przyjdzie pora. Londyńczycy już wiedzą – biuro burmistrza chwali się, że igrzyska dały londyńskiej gospodarce kopa wartego 1,6 mld funtów.

Długofalowe korzyści gospodarcze to zazwyczaj główny argument wszelkich komitetów organizacyjnych in spe. Podobnie było w przypadku niedoszłych igrzysk olimpijskich w Krakowie (2022 r.), które miały przyczynić się do małopolskiego cudu gospodarczego. Jednak do uczestników krakowskiego referendum, które udało się wymóc na magistracie, przemówiły wskaźniki mówiące o niemal pewnym przekroczeniu wstępnego budżetu i wysokim stopniu ryzyka finansowego – 70 procent głosujących powiedziało „nie". Skończyło się na kilkudziesięciu milionach złotych wydanych na przygotowanie dokumentów aplikacyjnych i bieżącą działalność Komitetu Konkursowego Kraków 2022.

„Doświadczenia państw, w których organizowane były igrzyska, wskazują, że ich faktyczne koszty są zawsze wyższe od szacunkowych. Czy podzielimy los mieszkańców Montrealu, którzy spłacali dług po igrzyskach przez 30 lat?" – pisali wówczas przedstawiciele grupy „Kraków przeciw igrzyskom". Powoływali się na prof. Benta Flyvbjerga z Uniwersytetu Oksfordzkiego, który w raporcie „Olimpijskie proporcje" wskazał na tendencję do znacznego przekraczania planu wydatków przy okazji organizacji igrzysk olimpijskich w latach 1960–2012.

„Igrzyska wyróżniają się dwoma cechami na tle innych megaprojektów. Ze stuprocentową powtarzalnością przekraczają zakładane koszty. Średnie przekroczenie wynosi 179 procent, czyli znacznie więcej niż w przypadku innych wielkich inwestycji w infrastrukturę, budownictwo czy teleinformatykę. Te dane wskazują, że miasta i kraje, które decydują się na igrzyska, biorą na siebie jeden z najbardziej ryzykownych finansowo projektów" – przekonuje Flyvbjerg. Dodaje, że szczególnie bolesne konsekwencje poniosły w minionych latach Montreal oraz Ateny.

W Kanadzie plan wydatków został przekroczony o blisko 800 procent (uwzględniając inflację), a spłata zobowiązań zajęła organizatorom igrzysk z 1976 roku 30 lat. Grecy w roku 2004 przekroczyli plan o 60 procent (także w wartościach realnych), a wydanie 9 mld dolarów przyczyniło się do załamania gospodarczego kilka lat później. Wydatki Londynu w roku 2012 oszacowano na 14,6 mld dolarów przy planowanych 4,4 mld.

Memento zapadło w pamięć wielu, o czym świadczą ostatnie problemy z wyborem gospodarza igrzysk. W przypadku roku 2022 po rezygnacji (poza Krakowem) Sztokholmu, Monachium, Lwowa i Oslo na placu boju pozostały Ałmaty i Pekin. W głosowaniu wygrali Chińczycy. Letnie igrzyska 2024 też okazały się gorącym kartoflem – wycofały się Rzym, Budapeszt, Hamburg i Los Angeles. Na boisku pozostał osamotniony Paryż.

Gdy kurz opadnie

Coraz więcej krajów dochodzi do wniosku, że – tak samo jak rynek handlu biletami – organizatorzy megaimprez sportowych zawłaszczają całe miasta, by czerpać zyski, pozostawiając ryzyko po stronie organizatora.

Kiedy włoski dziennik „La Repubblica" przeprowadził ankietę dotyczącą rzymskiej kandydatury na rok 2024, aż 60 procent respondentów uznało, że Włochy nie są obecnie w stanie zorganizować tak wielkiej imprezy. Jedynie 9 procent uwierzyło w powtórkę z igrzysk roku 1960, gdy kraj dynamicznie się rozwijał, a Federico Fellini kręcił „La Dolce Vita".

Olimpijskie rachunki

Oczywiście nie jest tak, że po igrzyskach lub mistrzostwach pozostają jedynie zgliszcza, jednak wydaje się, że zdecydowani beneficjenci w rodzaju Barcelony pozostają w mniejszości. Stolica Katalonii, gdzie igrzyska olimpijskie odbyły się w 1992 roku, potrafiła przekuć chwilową euforię w długoletnie zainteresowanie turystów, wsparte rozbudową bazy hotelowej – w 1990 roku miasto miało 118 hoteli, w ciągu kolejnych piętnastu lat ich liczba wzrosła ponad dwukrotnie. Gwałtowny rozwój sektora budowlanego i inwestycji w miejską infrastrukturę (np. transport publiczny) nie podlega kwestii, jednak co do przyczyny takiego stanu zdania są podzielone – okres okołoolimpijski zbiegł się z wstąpieniem Hiszpanii do Unii Europejskiej (1986 rok, wówczas UE nosiła nazwę Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej), co zdaniem wielu było faktyczną przyczyną napływu kapitału i rozwoju Barcelony. Obiekty wybudowane specjalnie na igrzyska wciąż służą organizatorom dużych wydarzeń, marina przyciąga żeglarzy, mieszkania w dawnej wiosce olimpijskiej cieszą się popularnością. Władze miasta utrzymują, że wszystkie olimpijskie rachunki (ok. 12 mld dolarów) zostały spłacone w 2007 roku.

Może więc do miast (umownie) olimpijskich lepiej pojechać po igrzyskach? Oferta się znajdzie.

– Dużą popularnością, od zawsze, cieszą się skoki narciarskie (mieliśmy chętnych nawet do Japonii), a od czasu, gdy jeździł Robert Kubica, także Formuła 1. Kubica nauczył nas oglądać F1 i dał zarobić wielu biurom podróży. Teraz zainteresowanie spadło, ale w 2018 roku na GP w Budapeszcie wciąż mamy 400 chętnych – podkreśla Henryk Sobieraj. Dodaje przy tym, że chociaż wielu klientów jeździ utartymi szlakami – na przykład na mecze Ligi Mistrzów – są i tacy, którzy szukają nowych dyscyplin. – Teraz przygotowujemy wyjazd do Dauhy na październikowe mistrzostwa świata w gimnastyce artystycznej.

Nie wiadomo, czy do stolicy Kataru wybiorą się w większości kibicki, wiadomo jednak, że kobiety stanowią znaczną część klienteli. – Panie jeżdżą za siatkarzami, wybierają też pływanie, łyżwiarstwo figurowe, Formułę 1 – wylicza przedstawiciel biura Gryf. – Czasem kupują takie wyjazdy jako prezent dla męża – wtedy jadą wspólnie albo całą rodziną na dłuższy pobyt, bo zazwyczaj w miejscach, gdzie odbywają się topowe wydarzenia sportowe, jak Barcelona czy Mediolan, jest co zwiedzać.

– Dużą rolę odgrywają też wyjazdy incentive – dodaje Ewa Kubaczyk z Polskiej Izby Turystyki i wyjaśnia: – Firmy chętnie korzystają z dużych imprez sportowych do organizacji podróży VIP-owskich dla swoich klientów lub pracowników. W takich przypadkach oferta jest spersonalizowana, zwykle bardziej ekskluzywna, dopasowana do oczekiwań klientów, z dodatkowymi atrakcjami. ©?

Krótka historia mundialowej piłki

Od 1930 r. na każde mistrzostwa świata w piłce nożnej produkowany jest specjalny model piłki. Od 1970 r. zajmuje się tym firma Adidas. Model futbolówki, którą piłkarze będą grać w Rosji nazywa się Telstar 18. Określenie „Telstar" stanowi połączenie słów „television" oraz „star". „Telewizyjną gwiazdę" z numerem 18 zaprezentował w listopadzie 2017 r. Lionel Messi. Składa się ona z sześciu łat, połączonych ze sobą klejem. Pierwszy model Telstar miał tych łat aż 32. Masową produkcją piłki zajęła się firma Forward Sports z fabryką w pakistańskim mieście Sialkot.

Przejazd do Moskwy autokarem lux, dwa noclegi w hotelu trzygwiazdkowym na Łotwie, dwa noclegi w hotelu trzygwiazdkowym w Moskwie (pokoje dwuosobowe), wyżywienie, krótkie zwiedzanie, ubezpieczenie, opieka pilota – tak w skrócie wygląda jedna z ofert wyjazdu na mundialowy mecz Polska – Senegal. Cena prawie 2,5 tys. złotych. Do tego trzeba doliczyć koszt biletu na mecz i czas poświęcony na wyrobienie Fan ID, czyli bezpłatnego odpowiednika wizy.

– Wszystkie miejsca już wyprzedane – mówi Henryk Sobieraj z katowickiego biura podróży Gryf, które organizuje podobne wyjazdy już od 20 lat. – Najczęściej na duże imprezy sportowe rangi mistrzowskiej, w tym igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata i Europy w piłce nożnej, no i na mecze czołowych europejskich drużyn – m.in. do Barcelony, Madrytu i Monachium – opowiada.

Pozostało 94% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Turystyka
Nie tylko Energylandia. Przewodnik po parkach rozrywki w Polsce
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Turystyka
Turcy mają nowy pomysł na all inclusive