Jedynym źródłem finansowego zastrzyku może być wsparcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ale żeby je otrzymać Egipcjanie muszą zdecydować się na reformy. Kolejny raz, ponieważ poprzednie programy funduszu nie dały efektów, bo rządy nie miały dość siły i poparcia społecznego, aby je doprowadzić do końca.
Tym razem MFW jest gotów pożyczyć Egipcjanom 12 mld dolarów. Konieczne jest jednak zmniejszenie deficytu budżetowego, a nie może się to odbyć inaczej, niż poprzez odejście od subsydiów, dewaluacji funta, wprowadzeniu nowych podatków. Opozycja twierdzi, że jest to niemożliwe. Co w takim razie jest możliwe?
W wypadku, gdy rząd nie zdecyduje się na reformy, koszty będą bardzo wysokie. Deficyt budżetowy wynosi już 10 procent PKB, inflacja jest na poziomie 14 procent. Dotkliwy jest utrudniony dostęp do walut wymienialnych, więc drastycznie spadł import. Inwestorzy zagraniczni nie są w stanie wywozić zysków, bo od półtora roku obowiązuje kontrola przepływów kapitałowych. Doszło już do tego,że firmy muszą kupować dewizy na czarnym rynku z 40-procentowym narzutem.
Wprowadzenie reform nie będzie łatwe, a zdaniem ekonomistów muszą one zadziałać jak ostre cięcie, ponieważ niektóre z nich spowodują wzrost inflacji. Wycofanie się z subsydiowania podstawowych artykułów żywnościowych będzie bardzo trudne. Zrobił to już Anwar Sadat w 1977 roku, znosząc rządowe dopłaty do cen ryżu, mąki i oleju, ale szybko musiał się z tego wycofać z powodu potężnych zamieszek. Potem taką samą próbę ponawiały kolejne rządy, ale również bez powodzenia. Zawsze kończyło się wyjściem demonstrantów na ulice. Teraz jest jeszcze trudniej, bo w budżecie zabrakło pieniędzy z turystyki.
W 2010 roku do Egiptu przyjechało 14,5 miliona turystów. W 2015 już tylko 9,5 miliona. W tym roku będzie dobrze, jeśli ta liczba sięgnie 7 milionów. Wpływy z tego tytułu w 2010 wynosiły 10 miliardów dolarów, a 2015 - 6 miliardów, w tym roku zapewne jeszcze mniej, a dodatkowo spadek przyjazdów spowodował utratę 400 tysięcy miejsc pracy w tej branży.