Raczej nie. Bo paliwo nadal ma być tanie, a prezes Air France KLM, Alexandre de Juniac, informując 18 lutego o zysku operacyjnym w wysokości 816 mln euro zapowiedział jednocześnie, że francuską część przewoźnika czekają nowe ostre cięcia zatrudnienia. Pracę ma stracić 1,4 tysiąca zatrudnionych, głównie pracowników pokładowych i naziemnych. Program ma się rozpocząć w przyszłym tygodniu od ogłoszenia możliwości dobrowolnych odejść.
O zyskach za ubiegły rok informują także trzej przewoźnicy skandynawscy — SAS (zysk operacyjny 264 mln euro), Norwegian (100 mln euro) i Finnair (90 mln euro). W wypracowaniu lepszych wyników pomogły nie tylko oszczędności, ale i znalezienie niszy w lotniczym biznesie. Trzy lata temu linie te kanibalizowały się i spekulowano kto kogo przejmie. Tymczasem Norwegian założył bazy także w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii i postawił na niskokosztowe przewozy za Atlantyk, a SAS po mocnym ograniczeniu liczby połączeń (dzisiaj w ofercie ma tylko 10 procent więcej miejsc niż Norwegian), skupił się na centrum przesiadkowym w Kopenhadze, dokąd pasażerów dowożą mu tanie linie należące do tej samej grupy.
Finnair przy wsparciu lotniska w Helsinkach znalazł niszę w przewozach z Europy do Azji. Atrakcyjność linii zwiększyła się dzięki flocie airbusów 350. Zdaniem analityków CAPA Aviation sytuacja i Finnaira, i SAS-a są dowodem, że linie tradycyjne mają przyszłość w światowym lotnictwie. A ewenementem jest to, że wspólnie z Norwegianem wycięły ze Skandynawii Ryanaira, który ma w tym regionie jedynie 6-procentowy udział.
Z nieoficjalnych informacji - nowy prezes Rafał Milczarski odmawia rozmów z mediami - wynika, że także LOT tnie koszty mocniej, niż dotychczas. Kolejny raz. I że nowe kierownictwo ogląda jeszcze dokładniej, niż poprzednik, każdą wydawaną złotówkę. I nie czeka na dopływ pieniędzy z jednej z państwowych firm, z którą może być połączony. Teraz więc trzeba czekać na kolejny krok i nową strategię.
Przykłady SAS-a i Finnaira pokazują, że może się udać. Tyle, że czas ucieka. Bo już wszystkie linie lotnicze na świecie czeka nieprzyjemna niespodzianka. Organizacja Narodów Zjednoczonych poinformowała o przygotowywaniu norm czystości dla samolotów. Takie normy dla transportu samochodowego obowiązują już od 23 lat i są kosztowne dla producentów i dla kierowców. Dla linii lotniczych to sygnał, że jeśli któraś z nich ma paliwożerną flotę, musi się spieszyć z jej wymianą, bo różnice w spalaniu pomiędzy starszymi i najnowszymi modelami są ogromne. Dla porównania - boeing 767, który był we flocie LOT-u spalał o 15 - 20 procent paliwa więcej niż robi to dreamliner, który go zastąpił.