Unoszące się na powierzchni wody obiekty, rozsiane na obszarze 400 kilometrów kwadratowych, sfotografowały satelity należące do koncernu Airbus. Zdjęcia wykonane cztery dni temu już wczoraj przekazano malezyjskim władzom.

Dziś w rejonie poszukiwań, 2500 km od wybrzeży Australii, ponownie doszło do załamania pogody. Istnieje obawa, że wysokie fale rozniosą po jeszcze większym obszarze domniemane szczątki maszyny. W operacji wykorzystany zostanie amerykański sprzęt do poszukiwań czarnych skrzynek.

W poszukiwania zaangażowanych jest 26 państw. Boeing 777 linii Malaysia Airlines zaginął 8 marca w drodze z Kuala Lumpur do Pekinu.

Tymczasem rodziny pasażerów zaginionego boeinga żądają, by nie uznawać ich bliskich za zmarłych. Zadąją też od premiera Malezji, aby wycofał się ze słów, że "samolot zakończył lot w Oceanie Indyjskim". Bliscy Chińczyków znajdujących się na pokładzie rejsu MH370 nie wierzą w informacje przekazywane przez malezyjskie władze. Główny argument rodzin - to brak jakichkolwiek szczątków maszyny czy też ciał osób znajdujących się na jej pokładzie. Ich zdaniem tylko na takiej podstawie można byłoby z całą pewnością oświadczyć, że samolot rozbił się w oceanie.

Premier Malezji informacje o katastrofie, w której wszyscy zginęli, przekazał w oparciu o dane satelitarne. Do Pekinu przybyła delegacja wysokich przedstawicieli malezyjskich władz i przewoźnika. Ich wyjaśnienia nie przekonują jednak rodzin pasażerów. Są oburzeni, że od poniedziałku w centrum kryzysowym w Pekinie nie ma wolontariuszy. Jak wyjaśniono, to chińskie władze - w obawie o bezpieczeństwo Malezyjczyków - poleciły im opuszczenie hotelu, gdzie znajdują się rodziny pasażerów boeinga.