Odpowiada pan w Itace za sprzedaż i za marketing. Jaka jest przyszłość sprzedaży usług turystycznych? Już kilka lat temu pojawiały się głosy, że tę dziedzinę zdominuje internet, a tradycyjni sprzedawcy będą musieli zamknąć biura.
Jak widać te prognozy się nie sprawdziły, mamy model mieszany i moim zdaniem w ciągu najbliższych pięciu, siedmiu lat nie ulegnie on jakimś zasadniczym zmianom. Zmieniać się będą jedynie proporcje, czyli będzie wzrastać znaczenie sprzedaży przez internet, ale to nie znaczy, że osiągniemy poziom krajów skandynawskich, gdzie 80 – 90 procent usług turystycznych sprzedaje się tą drogą. Polski model będzie bardziej zbliżony do rynku niemieckiego, gdzie obok rosnącego internetu, funkcjonują jednak i własne salony sprzedaży dużych touroperatorów, i niezależne biura agencyjne. Myślę, że za pięć lat udział sprzedaży internetowej nie sięgnie więcej niż 35 procent całości. Teraz w Itace wynosi on 17 – 18 procent i rośnie rocznie o 1 – 2 procent, czyli i tak zakładam, że przyspieszy do 2 – 3 procent.
Ta zmiana nie uderzy w silne, dobrze przygotowane, a często też mające dobrą lokalizację, biura niezależne.
Itaka rozbudowała sieć własnych biur, macie ich już prawie 200. Widzicie sens bezpośredniego spotkania z klientami?
To klienci nam pokazują, że tego potrzebują. Internet jest często dla nich źródłem informacji, ale zrobić rezerwację i podpisać umowę wolą w biurze. Nie możemy więc uszczęśliwiać ich na siłę i odsyłać do sieci. Ale są też sytuacje odwrotne – mamy narzędzie, żeby to śledzić – przychodzą, żeby zasięgnąć porady specjalisty w biurze, a potem rezerwują wybraną ofertę przez internet. To też nam odpowiada, bo klient zostaje z nami, a gdyby nie miał możliwości skorzystania z tego pierwszego kontaktu bezpośredniego, to nie wiadomo, czy by się zdecydował na Itakę.