Małżeństwo skorzystało już z okazji i wybrało się na wycieczki fakultatywne do Meteorów i na rejs na Skiatos. Danuta lubi tańczyć, wyciąga więc co wieczór męża do Polskiej Strefy, czasem obejrzą film. – Nie wykluczamy, że za rok tu wrócimy – deklarują.
Jak nie Kokkino to RODOS
Janina i Edward (60+) – ona recepcjonistka w przychodni, on kierowca autokarów z 40-letnim stażem – są na emeryturze. Pierwszy raz w Grecji. Za dwa tygodnie wypoczynku z wyżywieniem zapłacili we dwoje 3500 złotych. Wycieczkę wykupili jeszcze w październiku, u agenta turystycznego. Są zadowoleni z tej decyzji. – Zapłaciliśmy mniej niż byśmy musieli wydać nad Bałtykiem – ocenia Janina, i chyba wie co mówi, bo jest z Gdańska. – Poza tym wolimy na starość ciepłe morza, w zeszłym roku odpoczywaliśmy w Hiszpanii. Najbardziej cieszy ich jednak spokój i cisza w Kokkino Nero. – W Gdańsku mieszkamy przy hałaśliwej głównej ulicy. A tu nawet jednego samochodu – chwali Janina. – I telewizor nie chodzi cały dzień – dodaje ze śmiechem, ale i z wyraźną ulgą. – W domu mąż ogląda telewizor na okrągło, od rana, wszystko jak leci (Edward próbuje protestować).
Odpowiada im, że wszędzie mogą się porozumieć po polsku. – Za naszych czasów w szkole uczyli tylko rosyjskiego, a teraz już za późno na naukę angielskiego – mówią na usprawiedliwienie. Znają za to trochę słów po kaszubsku. – Wie pan, co to Yl? – pyta Edward, a widząc zdziwienie na twarzy rozmówcy, wykrzykuje triumfalnie: – Hel!
Kiedy wrócą z Kokkino Nero resztę wakacji spędzą „na Rodos”. – W Rodzinnych Ogródkach Działkowych Ogrodzonych Siatką – śmieje się Edward.
W zeszłym roku, po sześciu latach wakacji nad Bałtykiem, Patrycja i Mateusz (30+) z Krakowa „zdradzili polskie morze” i pojechali na urlop z trojgiem dzieci (dzisiaj w wieku 5, 10 i 12 lat) do Chorwacji. W tym roku zdecydowali się na Grecję. Mateusz instalatorem gazowym, Patrycja od niedawna pomaga w biurze. Jak podkreślają, mogli sobie pozwolić na ten wyjazd dzięki pieniądzom z programu 500+. Do Kokkino przyjechali z rodzicami Mateusza. – Pierwszy raz spędzamy wakacje bez gotowania, nie musimy stać przy garach! – podkreśla Mateusz. – Mamy wykupione wyżywienie, dzięki czemu wypoczywamy podwójnie. A jedzenie jest różnorodne i świeże, przy tym możliwość jedzenia na powietrzu, tuż nad morzem, jeszcze dodaje naszym wakacjom uroku.
Mateusz nie może się nacieszyć zorganizowanymi wakacjami. Wymienia inne atuty: opieka rezydenta („znalazł nasz bagaż, który się zawieruszył”), piwo nie droższe, a nawet tańsze niż w Polsce, na plaży nie trzeba się meldować o 8 rano i wykłócać o miejsce z sąsiadami, jak to bywało w Chłapowie, woda w morzu cieplejsza niż w Bałtyku, można się w każdej sprawie porozumieć po polsku, a Grecy są życzliwi. – To pierwsze nasze takie wakacje, ale na pewno nie ostatnie – zapowiada Mateusz.
Z Grekami idzie się dogadać
– Miała być Grecja i miało być budżetowo. Było nam obojętne, z jakim biurem podróży pojedziemy, byleby nie było to biuro (tu pada nazwa – red.), na którym się kiedyś sparzyliśmy – mówią Dominik i Mariola (20+) z Wrocławia . Oboje są chemikami, świeżo po studiach, podjęli niedawno pierwszą pracę. W internecie znaleźli dwa miesiące wcześniej ofertę odpowiadającą ich kryteriom. Dopiero na miejscu zorientowali się, co wybrali. Wielkość Kokkino nieco ich wystraszyła. Pogoda początkowo też – wiał silny wiatr, na niebie wisiały chmury, czasem padał deszcz. – Dlatego wykorzystaliśmy pierwsze dni na wycieczki do Meteorów i na Skiatos. Później się rozpogodziło, chodzimy więc na plażę, ale nie na tę kamienistą w samym Kokkino, tylko na piaszczystą, do oddalonej o pięć kilometrów Kutsupii (gr. Koutsoupia). Ludzi jest tam mało, mamy ją prawie całą dla siebie. Po zeszłorocznych wakacjach w Makarskiej w Chorwacji, gdzie było gęsto od turystów, to duża odmiana.
W tawernach zajadają gyros, mousakę, souvlaki, buru buru (papryka z serem na gorąco). – Podczas wakacji wolimy się odciąć od Polski, a tu na nasze powitania i grzecznościowe zwroty po angielsku, słyszymy polskie „dzień dobry” i „dziękuję”. To jednak wcale nam nie przeszkadza, nawet jest miłe.
A wieczorem? Wieczorami byśmy się zanudzili, na szczęście jest Polska Strefa, gdzie można potańczyć. To dla nas wybawienie. Do Kokkino już raczej nie wrócimy, bo chcemy zwiedzać inne miejsca, ale polecimy miejscowość naszym rodzicom, a nawet dziadkom. Polski charakter będzie im odpowiadał.
Codziennie w ogrodzie przed swoim apartamentem grilla urządza sobie grupa energicznych emerytów (60+) z Chrzanowa i Kętów w Małopolsce. Zaprzyjaźnili się z właścicielem obiektu, Konstantinosem. – Czujemy się u niego jak na wakacjach u wujka. Przychodzi do nas na grilla, bawi się z nami – relacjonują.
Chociaż nie znają języków obcych, dzięki charakterowi wioski „szło się dogadać z Grekami, bo umią trochę po polsku”.
Chrzanowianie szykują się już do powrotu do kraju, ale przez dwa tygodnie nie opuszczali żadnego konkursu ani dyskoteki w Polskiej Strefie. Wodzirej ich uwielbia, bo kiedy zapowiadał imprezę „w stylu latino”, oni przychodzili cali w kwiatach (stroje przygotowane z pomocą żony Konstantinosa), a kiedy tematem przewodnim było „white party” byli poprzebierani w białe stroje, przygotowane z wykorzystaniem prześcieradeł i… papieru toaletowego. – Bez strefy byłoby nudno – mówią i na wspomnienie wesołej zabawy wybuchają śmiechem.
Przed Kokkino Nero dwadzieścia razy wyjeżdżali tą samą paczką do Chorwacji. Zdradzili ją dla Grecji pierwszy raz i nie żałują. – W tym roku było nas ośmioro, ale za rok przyjedziemy w szesnaścioro – zapowiadają. – To były wczasy życia!
Autor był w Kokkino Nero w czerwcu na zaproszenie biura podróży Rainbow.