Spośród hiszpańskich regionów najbardziej uzależnieni od Thomasa Cooka są Wyspy Kanaryjskie i Baleary. Thomas Cook jest ich bardzo ważnym partnerem – latem przysyła wielu brytyjskich i niemieckich klientów, a zimą skandynawskich. Tymczasem Cook ma kłopoty. Z ogromną stratą zakończył poprzedni rok obrachunkowy i musiał wziąć kolejne kredyty na podtrzymanie działalności.
Tamtejsze organizacje hotelarskie uspokajają jednak swoich członków, że na razie nie ma powodów do zmartwienia. Prezes Stowarzyszenia Hotelarzy na Teneryfie, La Palmie, La Gomerze i El Hiero Jorge Marichal mówi, że sytuacja jest co prawda delikatna, ale nie nowa, bo koncern ze stratami borykał się już kilka lat temu. W tym roku wyzwaniem są dodatkowo Brexit, wysokie ceny paliwa lotniczego i problem z samolotami Boeing 737-MAX. Marichal uważa, że nie ma powodów do paniki, trzeba zaczekać na wyniki lata. Jego zdaniem firma zasługuje na zaufanie, bo jest silną organizacją działającą na wielu rynkach, a jednym z jej ważnych aktywów są dobrze prosperujące linie lotnicze.
Czytaj: „Niewielu chętnych do przejęcia Condora”.
José María Manaricúa, prezes Federacji Hotelarzy i Przedsiębiorców Turystycznych Las Palmas również uspokaja i podkreśla, że sezon letni jest najlepszy pod względem przychodów i wysokości marży i przypomina, że zima była trudnym okresem także dla innych touroperatorów. Manaricúa dodaje, że wszystkie płatności dla hotelarzy na Gran Canarii, Fuertventurze i Lanzarote są regulowane zgodnie z planem.
Jednocześnie przyznaje, że początek lata był dla Gran Canarii i Fuerteventury trudny, głównie z powodu spadku przyjazdów z Niemiec. Powodem tego jest powrót zainteresowania klientów innymi kierunkami basenu Morza Śródziemnego. Pociesza, że hiszpańska branża turystyczna ma za sobą kilka świetnych lat. Niemniej Manaricúa uważa, że hotelarze muszą zacząć oferować bardziej konkurencyjne ceny.