W środowisku agentów turystycznych od kilku dni trwa poruszenie. Grecos, jeden z największych touroperatorów w kraju, rozesłał swoim sprzedawcom umowy ze zmienionymi warunkami wynagradzania. Agenci są zaskoczeni. Krytykują już sam sposób zawiadomienia ich o zmianach. – Umowy przyszły w środę przed długim weekendem z adnotacją, żeby odesłać je podpisane w ciągu tygodnia. Jeśli ktoś jej nie odeśle, firma uzna, że zakończył współpracę – opowiada nam jeden z dużych warszawskich agentów.
Agenci wyliczyli, że na nowych zasadach stracą od 10 do 15 procent wynagrodzenia brutto (1 -2 procent prowizji). Do tego zmiana narzuca im konieczność sprzedawania dodatkowych ubezpieczeń (Grecos współpracuje z Towarzystwem Ubezpieczeń Europa), wyznaczając minimalny obrót z tego tytułu.
Jak wyjaśnia wiceprezes Grecosa Janusz Śmigielski, zmiany modelu rozliczania się z agentami wynikają z chęci touroperatora dostosowania ich do standardów panujących na rynku. – Kierujemy się zasadą uproszczenia i transparentności – mówi. – Po pierwsze od nowego sezonu chcemy naliczać prowizję od całej ceny imprezy. Do tej pory odliczaliśmy kilka składników, które nie podlegały prowizji. Agenci nie zawsze potrafili sobie wyliczyć, ile zarobią. Po drugie – będziemy teraz podawać prowizję jako wartość netto. Doliczanie VAT też powodowało niejasności.
– Na pierwszy rzut oka agentowi może się wydawać, że prowizje są rażąco mniejsze, ale tak naprawdę tylko w niektórych grupach trochę spadną – wyjaśnia.
Skąd te zmiany? – Musimy dostosować się do rynku, a ten jest bardzo konkurencyjny, do tego drożeją hotele i miejsca w samolotach – opowiada.