Biuro upadło 22 września, ponieważ nie było w stanie znaleźć na rynku poręczyciela dla kredytu w wysokości 200 mln funtów. Operacja Matterhorn, jak została nazwana akcja sprowadzania turystów, którzy wykupili wycieczki w brytyjskim biurze, potrwa jeszcze ponad dwa tygodnie, bo na rynku nie ma wystarczającej liczby samolotów.
Turyści czekają na lotniskach, a samolotów nie ma, bo od wtorku, 24 września, wszystkie rejsy linii lotniczej Thomas Cook zostały odwołane.
Setki tysięcy gotowych do powrotu
W różnych zakątkach świata, od Azji po obie Ameryki, przebywa jeszcze około 600 tysięcy klientów Thomasa Cooka i należącego do niego biura podróży niemieckiego Neckermanna. Wśród nich są Polacy. Nie mają oni problemu, jeśli kupili wakacje w polskim biurze Neckermanna, bo od poniedziałku, czyli w dzień po upadku biura matki, touroperator wyjaśniał, że panuje nad sytuacją i na bieżąco wyjaśniał wszelkie nieprawidłowości. Ale jeśli ktoś kupił wycieczkę w Niemczech, to już jest kłopot.
Tak zrobiła grupa turystów z Polski, która w poniedziałek znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Wykupili tygodniowy pobyt w hotelu w Guardamar de Segura, o 30 km od Alicante. Już rano recepcja zdezaktywowała im karty wejściowe do pokojów i zapowiedziała, że będą tam mogli wejść dopiero po wpłaceniu 500-600 euro, zależnie od długości pobytu. Po prośbach kilku osobom pozwolono wejść na 10 minut do pokoju, ale tylko po to, by mogli wziąć lekarstwa. W tej grupie są chorzy na nadciśnienie i cukrzycę.
— Swój problem rozwiązałem szybko, bo wytłumaczyłem w recepcji, że nie ma powodu abym płacił za dni pobytu przed bankructwem Thomasa Cooka — powiedział „Rzeczpospolitej” mec. Lech Obara, któremu pomógł niemiecki prawnik, z którym na co dzień pracuje. — Zapłaciłem ostatecznie po 50 euro za dwa dni i było po sprawie — mówi. Nie ukrywa jednak, że twardo będzie dochodził odszkodowania od Neckermanna. — Wiem, jaki jest stan prawny i co trzeba zrobić — dodaje.