Z wdzięcznością wspominam naszą współpracę – setki maili, godziny rozmów i spotkań – szczególnie utkwiły mi w pamięci te, które dotyczyły pracy nad katalogiem czy corocznych wyjazdach z cyklu Grecos Adventure, kiedy to nie raz się spierałyśmy, ale ostatecznie zawsze udało się znaleźć wspólną wizję. Podczas wyjazdów była wspaniałym kompanem, zawsze z pozytywnym nastawieniem. Chyba od pierwszej podróży pokochała Grecję i Greków, chętnie poddawała się greckiemu nastrojowi siga-siga.
Współpracowałyśmy przy organizowaniu wszystkich firmowych wydarzeń, odbyłyśmy mnóstwo wspólnych służbowych podróży, razem denerwowałyśmy się przed wejściem na scenę podczas prezentowania nowych produktówGrecosa. A potem wspólnie bawiłyśmy się na firmowych wigiliach i podczas Grecos Adventure.
Wiadomość o śmierci Bogny jest dla nas wszystkim szokiem. Od kiedy pożegnała się z firmą w lutym, bardzo nam jej brakowało w biurze – nie tylko służbowo – dlatego utrzymywałyśmy prywatny kontakt i nie zdążyłam się jeszcze za nią stęsknić. Świadomość, że już się nie zobaczymy napełnia mnie ogromnym smutkiem. Miała mnóstwo planów, była podekscytowana nowym rozdziałem w życiu, tym bardziej trudno nam wszystkim się pogodzić, że nie ma jej już między nami. Zawsze będę Ją pamiętać jako żywiołową, pełną energii i pomysłów osobę.
Marcin Pietrzyk, przewodnik po Grecji, wcześniej kierownik zespołu rezydentów w Grecosie
Nie mogę jeszcze uwierzyć, że tymi słowami wspominam Bognę. To się po prostu nie dzieje! Byliśmy umówieni na początku kwietnia na spotkanie w Poznaniu. Nie zobaczymy się przez pandemię, innego powodu nie akceptuję.
Połączył nas Grecos, ale tak naprawdę to niesamowita chemia między nami. Rozumieliśmy się bez słów. O ile byłem jej mentorem w Grecji, jak mnie nazwała w pożegnalnym mailu, kiedy odchodziła z firmy, o tyle Bogna była dla mnie przewodnikiem po niesowitym świecie marketingu, odsłoniła przede mną nieograniczone możliwości pokazania piękna mojej drugiej ojczyzny.
Byłem szczęściarzem, bo rozmawialiśmy dużo. I zawodowo, i prywatnie. Próbowaliśmy znaleźć balans między prywatnym i zawodowym życiem. Cieszyliśmy się jak dzieciaki z kolejnych wyzwań, sukcesów, bo czuliśmy, że robimy coś niepowtarzalnego. Ile było śmiechu w Chanii na Krecie, kiedy pijąc kawę dowiedziałem się od Bogny, że ruszające się zdjęcia robimy za pomocą prostej aplikacji. A potem robiliśmy sobie dziesiątki fotek wykorzystując efekt ruchu.
Bogno! Należysz do najcenniejszych współpracowników, których spotkałem na swojej drodze zawodowej. Dziękuję, że byłaś przy mnie, dziękuję za wsparcie. Tylko nie rozumiem, dlaczego tak szybko nas opuściłaś?! Gdziekolwiek jesteś, pamiętaj o swoim koledze i przesyłaj pozytywną energię.
Adam Górczewski, do stycznia rzecznik prasowy Grecosa
To wciąż wydaje mi się niemożliwe… Informację dostałem rano, a jeszcze poprzedniego wieczoru żartowaliśmy w sieci. Kilka dni wcześniej spotkaliśmy się – Bogna cieszyła się nowym wyzwaniem zawodowym, ale analizowaliśmy też wpływ koronawirusa na turystykę. Rozmowy z nią skrzyły się od wyjątkowego humoru i były fascynującym starciem intelektualnym. Była wyjątkowo inteligentna, widząca czynniki i konteksty niewidoczne dla większości z nas. Widziała liczne potencjalne skutki świeżo wymyślonego marketingowe hasła, przewidywała myśli odbiorców, szybko znajdowała ewentualne nieporozumienia, które mogły wynikać z pozornie niewinnego tytułu czy zdania w komunikacie.
Wprowadzała mnie cierpliwie w świat turystyki i marketingu. Najbardziej pamiętam jedną z pierwszych lekcji: „Człowiek całe życie na coś czeka, często nie wiadomo na co. Dlatego pewność daje mu to, że co rok czeka na wakacje. To często nadaje sens pracy przez jedenaście miesięcy – oczekiwanie na takie rodzinne podsumowanie roku, na wyjazd i oderwanie się od powtarzalności, codzienności. Naszym zadaniem jest najpierw zapowiedzieć ludziom, że to możliwe, a potem sprawić, by fantastycznie przeżyli wakacje; dać im to, czego pragną, by spełnili jedno marzenie i mieli nowe, które nada sens pracy przez kolejny rok”. Bogna potrafiła nadać sens życiu.
Tak Bogna Jaśkowiak wspominała swoje oczarowanie Grecją.
Zatrzymane w filmowym kadrze
Bogna Jaśkowiak
turystyka.rp.pl
Nie wiem do końca kiedy i jak to się tej Grecji i Grekom udało, że mnie zaczarowali. Czar działa tak, że będąc w kraju alfy i omegi w pewnym momencie czuję, że wszystko zwalnia… Zanurzam się w siga-siga i już wiem, że tak należy, nie trzeba stawiać oporu i że wszystko będzie dobrze.
Doświadczam tego za każdym razem, niezależnie od tego, czy wpadam do Grecji na chwilę służbowo, czy spędzam tam rodzinne wakacje, dłużej roztapiając w słońcu codzienny pośpiech.
Pamiętam jedną z przerw między hotelowymi inspekcjami. Dzięki Basi, naszej rezydentce na Rodos, zjechałyśmy z trasy do tawerny. Do tawerny nie „nad morzem”, nie „na plaży”, ale do miejsca, w którym stoliki stoją po prostu… w wodzie. Małe mezedes (przystawki), szklanka schłodzonej retsiny, przyjemny cień pod parasolem, pływające między naszymi nogami rybki. Szkoda gadać w takich momentach, cieszyłyśmy się chwilą. Jedna z nas, kiedy czekałyśmy na rachunek po posiłku, wskoczyła do wody i zdążyła popływać, a potem po prostu wsiadłyśmy do samochodu i wróciłyśmy na nasz szlak. Zatrzymane w drodze, zatrzymane w prawdziwie filmowym kadrze.