Jeśli podróżny przyjedzie na lotnisko w wyznaczonym czasie, a mimo to nie zdoła wsiąść do samolotu, ma prawo dochodzić swoich praw. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie wynika to z jego winy. Austriacka Agencja ds. Praw Pasażerów zaleca, by w takiej sytuacji dokumentować wszystkie szczegóły, bo to pomoże później otrzymać odszkodowanie od linii lotniczej.
O co chodzi? Na przykład o selfie, na którym widać, że stanowisko odpraw jest czynne - trzeba pamiętać, by uchwycić też tablicę z godzinami odlotów. - Im bardziej szczegółowa dokumentacja, tym lepiej - mówiła Maria Theresia Röhsler, szefowa agencji ds. praw pasażerów w programie „Ö1-Morgenjournal”. Na jej wypowiedź powołuje się austriacki portal branży turystycznej Tip Online.
Czytaj więcej
Z paryskiego lotniska Charles'a de Gaulle'a w ostatni czwartek nie odleciał co czwarty samolot. Na brytyjskich pasażerowie British Airways i easyJeta śpią na podłogach.
Agencja podpowiada, żeby pasażerowie przyjeżdżali na lotnisko na dwie godziny przed odlotem, dobrym pomysłem jest też odprawienie się online z wyprzedzeniem. Urzędnicy przypominają, że jeśli samolot przyleci z co najmniej trzygodzinnym opóźnieniem, klienci mają prawo do odszkodowania w wysokości od 250 do 600 euro na osobę. Kwota uzależniona jest od długości trasy, na przykład w wypadku połączeń europejskich będzie to raczej 250 euro (na przykład na trasie Wiedeń-Majorka), ale już na transatlantyckich 600 euro.
Jeśli rejs zostanie odwołany, przewoźnik musi zaproponować pasażerowi inne połączenie lub zwrócić pieniądze. W tym ostatnim wypadku, jeśli klient się na to zgodzi, dopuszczalne jest też zaoferowanie vouchera na poczet przyszłych podróży, ale decyzję w tej sprawie podejmuje podróżny, a nie przewoźnik. Agencja przypomina, że prawo do zwrotu nie przysługuje w sytuacji, kiedy dojdzie do wystąpienia nadzwyczajnych okoliczności, za przykład takowych podaje burzę.