Brytyjczycy mogą co prawda od 17 maja podróżować turystycznie za granicę, ale w zależności, dokąd się wybiorą, muszą spełnić różne wymogi przy powrocie do kraju. Najłatwiej jest wyjechać do kraju „zielonego” – przed wylotem do Wielkiej Brytanii trzeba wykonać test typu PCR, a następnie kolejny po przylocie. W wypadku państw „pomarańczowych” dodatkowo należy odbyć kwarantannę w domu, a „czerwonych” pozostać w izolacji w specjalnie przygotowanym do tego hotelu. Ta ostatnie wiąże się z dodatkowymi kosztami – za pobyt w pokoju jednoosobowym trzeba zapłacić 1750 euro.
Zasady te powodują, że Brytyjczycy wyjeżdżają głównie do krajów z grupy zielonej, na której znalazło się tylko 12 kierunków – z typowo turystycznych Portugalia i Izrael. Popularne miejsca, jak Hiszpania czy Grecja, są zaliczane do państw „pomarańczowych”. Jednak minister lotnictwa Robert Courts, mówi, że Brytyjczycy mogliby dostać zielone światło na podróże na wyspy – donosi dziennik „The Independent” w swoim elektronicznym wydaniu, powołując się na gazetę „The Telegraph”.
CZYTAJ TEŻ: Brytyjczycy wykupują wycieczki do Portugalii
Członkini Parlamentu brytyjskiego Margaret Ferrier zapytała pisemnie ministrów, czy system świateł drogowych może uwzględniać różnice między częścią lądową kraju a wyspami, by zezwolić na przywrócenie połączeń lotniczych, jak to miało miejsce latem zeszłego roku. Minister lotnictwa, transportu morskiego i bezpieczeństwa Robert Courts odpowiedział, że rząd weźmie pod uwagę osobną ocenę wysp tam, gdzie będzie to możliwe. – Zmiany w systemie świateł drogowych będą wprowadzane po analizie co trzy tygodnie, chyba że ochrona zdrowia publicznego będzie wymagać szybszych działań – mówi minister.
Takie podejście oznaczałoby, że nawet jeśli Grecja czy Hiszpania byłyby w dalszym ciągu na pomarańczowej liście, Brytyjczycy mogliby wyjeżdżać na przykład na Kanary, Baleary czy wyspy greckie.