Polaniecki: Kryzys w czarterach to nasza szansa

Enter Air współpracuje z największymi touroperatorami. Nasz segment rynku jest stabilny i rośnie w tempie zbliżonym do wzrostu PKB – mówi Grzegorz Polaniecki, dyrektor generalny i współwłaściciel Enter Aira

Publikacja: 23.11.2016 10:00

Grzegorz Polaniecki, dyrektor generalny Enter Aira

Grzegorz Polaniecki, dyrektor generalny Enter Aira

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Danuta Walewska: Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego ten rok był nie najlepszy dla rynku przewozów czarterowych. A jaki był dla Enter Aira?

Grzegorz Polaniecki: Bardzo dobry. Enter Air operuje jedynie na części tego rynku, tej która nie jest uzależniona od wybierających najtańsze oferty. Enter współpracuje z największymi touroperatorami, nasz segment jest stabilny i rośnie w tempie zbliżonym do wzrostu PKB. Czartery najtańsze obsługiwane są w Polsce najczęściej przez tzw. linie destynacyjne, czyli przewoźników z krajów turystycznych - tureckich bądź egipskich. A w tym roku duża część ich połączeń – do Turcji i Egiptu – odpadła. Stąd w statystykach ULC widać pogorszenie sytuacji.

Enter Air dodatkowo jest aktywny również w krajach Europy Zachodniej i ten udział stale rośnie. Tamtejsze rynki mają podstawowe zalety: dłuższy sezon, a klienci mogą więcej zapłacić za przelot.

Touroperatorzy w tym roku bardzo narzekali, że najpopularniejsze do niedawna kierunki – właśnie Turcja, Egipt – sprzedawały się fatalnie. Ale Enter przecież latał do Egiptu pełnymi samolotami, wożąc chociażby do samego Marsa Alam po 500 osób tygodniowo. Czyli jest tam nadal biznes?

Nadal latamy do Egiptu, ale nawet w szczycie sezonu były to pojedyncze rejsy.

Czy odbierają wam rynek linie niskokosztowe? Bo przecież Polacy coraz częściej korzystają z możliwości wykupienia oddzielnie przelotu tanią linią, oddzielnie hotelu. Uważają, że tak jest taniej i nie są wtedy ograniczeni typową wycieczką – mogą jechać np. na 10 dni, a nie na 7 czy 14.

Widać, że pojawił się taki trend, ale jego efekty są śladowe. Nasze bilety w wolnej sprzedaży pojawiają się sporadycznie, najczęściej cały samolot wykupują biura podróży. Linie niskokosztowe wypełniają natomiast niszę dla ludzi, którzy chcą polecieć na kilka dni, na przykład od czwartku do niedzieli.

Sądząc także po wynikach finansowych, za trzy kwartały tego roku, sezon dla Enter Aira był udany.

Rzeczywiście, za nami udany sezon, jednak dla nas najważniejsze jest zrealizowanie wyników, jakie  zaplanowaliśmy. Na rynku jest wiele zawirowań: zmieniają się ceny ropy, skaczą kursy walut, wynik referendum w Wielkiej Brytanii był inny, niż powszechnie oczekiwano. Dynamika wydarzeń jest ogromna. Tymczasem stworzyliśmy model biznesowy dopasowany właśnie do zmieniającego się rynku i pozwalający na wykonanie wszystkiego, co zaplanowaliśmy, z wynikiem finansowym włącznie.

Korzystamy z różnych instrumentów pozwalających radzić sobie z ryzykiem walutowym. A zmieniające się ceny ropy w ns nie uderzają, bo za paliwo płaci klient. W tym modelu jest również duża przewidywalność przychodów. A skoro wszyscy członkowie zarządu są jednocześnie akcjonariuszami, można powiedzieć, że dbamy o swoje.

Czy wobec nieuchronnego już Brexitu Enter Air ucierpiał z powodu spadku popytu na Wyspach Brytyjskich?

W czasach kryzysu popyt zawsze rośnie na tańsze towary, a my właśnie jesteśmy tańsi od konkurencji w Wielkiej Brytanii. Paradoksalnie więc taki kryzys to dla nas szansa. Niekoniecznie jednak będziemy korzystali z nadzwyczajnych okoliczności, drastycznie zwiększając obecność na brytyjskim rynku, bo interesuje nas przede wszystkim popyt trwały. Jeśli więc dzisiaj mamy gwarancję, że ten „brexitowy" popyt potrwa kilka lat, to skorzystamy z niego, ale w żadnym wypadku nie rzucamy się na każdą okazję.

Jednocześnie potężnie inwestujecie. Niedługo Enter poleci boeingami 737 MAX. Jak to zwiększy zasięg waszych operacji?

Przede wszystkim otworzą się dla nas Wyspy Zielonego Przylądka, kraje Zatoki Perskiej – Dubaj, Oman  - gdzie rozbudowuje się tak lubiana przez Polaków oferta all inclusive. Nasze samoloty i teraz tam już dolatują, ale pasażerowie muszą liczyć się z ograniczeniami w wielkości bagażu. Latając boeingiem 737-8 MAX, takich ograniczeń mieć już nie będziemy.

Nie kusi pana, żeby włączyć do floty jeszcze większe maszyny, takie naprawdę dalekiego zasięgu?

 

Takie samoloty moglibyśmy wziąć w każdej chwili, ale wszystko zależy od rynku. Enter Air jest dostawcą usługi transportowej, jeśli więc przyjdą do mnie touroperatorzy i powiedzą: potrzebujemy dużego samolotu na 300 miejsc, który chcemy wykorzystywać przez dziewięć miesięcy w roku, to sprostamy takiemu zapotrzebowaniu. Samoloty na rynku są, a leasingodawcy dobrze oceniają naszą wiarygodność, samoloty możemy więc mieć praktycznie od ręki.

Nie ukrywam, że taka szansa rozwoju bardzo nas kusi. Przecież to Enter budował czarterową ofertę długich rejsów – lataliśmy do Bangkoku na Phuket, na Sri Lankę, po nas przejął te przewozy LOT z dreamlinerami. Na razie ten rynek to około 100 tysięcy pasażerów rocznie, jest więc jeszcze zbyt mały, aby na dużą skalę rozwijać na nim działalność. Na Zachodzie latanie daleko na wakacje jest bardzo popularne, sądzę, że i do nas ten trend dojdzie.

Co dało Enter Airowi wejście na giełdę?

To był projekt bardzo dokładnie zaplanowany. Od początku działalności odkładaliśmy w formie kapitałów własnych wszystkie zyski. Ale w pewnym momencie skala obrotów tak się zwiększyła, że kapitał własny stał się już zbyt mały. Weszliśmy więc na giełdę, żeby wzmocnić bilans, a inwestorzy poprawili naszą zdolność kredytową i stabilność finansową. Chcieliśmy pozyskać boeingi 737 MAX, ekonomiczne, ciche, mając jednocześnie świadomość, że pożyczka na przedpłaty byłaby bardzo droga. Wybraliśmy więc giełdę, oddaliśmy część udziałów w firmie, ale pozyskaliśmy pieniądze na rozbudowę floty. Jak widać po kursie naszych akcji, była to decyzja dla wszystkich stron korzystna.

Na polskim rynku funkcjonuje kilku operatorów czarterów, którzy – delikatnie mówiąc – zawodzą klientów. Czy pana zdaniem ten rynek dorośnie, uspokoi się, a najsłabsi gracze się wykruszą?

Rynek czarterów się podzielił. Jest część stabilna, gdzie klienci są gotowi zapłacić więcej między innymi za gwarancję, że znacznie opóźniony lot nie popsuje im wakacji. Ale nie brak i takich pasażerów, którzy powiedzą: zaryzykuję, że lot się opóźni, ale wakacje będą tańsze. Dlatego linie, które oferują gorszą jakość, pozostaną.

Grzegorz Polaniecki, absolwent Politechniki w Lublinie. Ma 52 lata i długie doświadczenie w transporcie lotniczym. Zaczynał jako pracownik personelu pokładowego w Delta Airlines, potem był w Locie, gdzie został doradcą zarządu. Następnie powierzono mu stworzenie Centralwings, gdzie potem odpowiadał m.in. za szkolenia i usługi handlingowe. Później pracował w Eurolocie i ponownie w Locie. W 2009 roku razem z kilkoma współpracownikami założył Enter Aira.

Danuta Walewska: Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego ten rok był nie najlepszy dla rynku przewozów czarterowych. A jaki był dla Enter Aira?

Grzegorz Polaniecki: Bardzo dobry. Enter Air operuje jedynie na części tego rynku, tej która nie jest uzależniona od wybierających najtańsze oferty. Enter współpracuje z największymi touroperatorami, nasz segment jest stabilny i rośnie w tempie zbliżonym do wzrostu PKB. Czartery najtańsze obsługiwane są w Polsce najczęściej przez tzw. linie destynacyjne, czyli przewoźników z krajów turystycznych - tureckich bądź egipskich. A w tym roku duża część ich połączeń – do Turcji i Egiptu – odpadła. Stąd w statystykach ULC widać pogorszenie sytuacji.

Pozostało 89% artykułu
0 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Turystyka
Turcy mają nowy pomysł na all inclusive
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Turystyka
Włoskie sklepiki bez mafijnych pamiątek