Choć w branży hotelowej rośnie konkurencja – w tym roku przybyło już kilkadziesiąt nowych hoteli – średnia frekwencja jest coraz wyższa. Po pierwszych ośmiu miesiącach 2015 roku przeciętne obłożenie sięgnęło 68,2 procent, podczas gdy w roku ubiegłym było na poziomie 64,1 procent, a rok wcześniej wyniosło 62,9 procent.
Według międzynarodowej firmy doradczej Horwath HTL to efekt coraz lepszej koniunktury gospodarczej, zwiększającego się ruchu turystycznego i rosnącej zamożności społeczeństwa. Mimo to branża ma powody do zmartwień. – Wyniki polskich hoteli na tle innych państw europejskich nadal nie są satysfakcjonujące. Powodem są niskie ceny – mówi Dariusz Futoma, dyrektor Horwath HTL Poland.
Jest za tanio
W sierpniu średnia cena wyniosła 253 złote, była prawie taka sama jak za rok ubiegły, ale niższa niż w latach 2010–2013. Przychody liczone na jeden pokój w hotelach w Warszawie są niższe niż w Budapeszcie i Pradze. Przychody na pokój w skali kraju plasują nas m.in. za Rosją, Rumunią, Chorwacją, Czechami i Węgrami, a od Francji czy Szwajcarii dzieli nas przepaść.
Hotelarze, zwłaszcza z hoteli niezrzeszonych w sieciach lub z sieci krajowych, przyznają, że taka sytuacja utrudnia, a nawet uniemożliwia, inwestycje. W rezultacie ta część branży, która opiera się na polskim kapitale, rozwija się dużo wolniej niż sieci zagraniczne. Te ostatnie mają za to w polskim rynku coraz większy udział.
W połowie obecnego roku w Polsce działało już 15 zagranicznych sieci mających 145 hoteli z przeszło 16 tys. pokojów. Największą jest francuski Accor, do którego należy Orbis. Sieć rozwija się głównie poprzez franczyzę i zarządzanie. W przyszłym roku powiększy się o sześć hoteli, w 2017 roku – o kolejne trzy. Drugą pod względem liczby obiektów jest Best Western, której tylko w tym roku przybyło pięć hoteli, ale więcej pokojów ma Hilton Hotels & Resorts – prawie 2,5 tysiąca.