- Albo ich działalność zostanie zmarginalizowana, albo zostaną przejęte przez innego przewoźnika — powiedział O'Leary podczas konferencji w Dublinie.
Jego zdaniem na rynku europejskim wybuchnie wojna o połączenia krótko- i średniodystansowe. Ostre cięcia czekają, oprócz wymienionych przewoźników, także grecki Olympic Airways (przejęty przez również grecki Aegean), portugalski TAP, hiszpańską Iberię (razem z British Airways należy do grupy IAG) i irlandzkiego rywala Ryanaira — Aer Lingusa.
Co ciekawe, Michael O'Leary nie wymienił w tym kontekście LOT-u, któremu przy każdej okazji chętnie przykłada. Ostatnio jednak wyhamował z krytyką. Innym obiektem częstych ataków O'Leary'ego jest Aer Lingus, którego Ryanair wielokrotnie chciał przejąć, ale nie pozwoliły na to, ani władze irlandzkie, ani Bruksela, uznając, że zakłócona zostałaby konkurencja na lotnisku w Dublinie, gdzie obydwie linie mają bazy. Ostatecznie Ryanair zmniejszył swój udział w Aer Lingusie, w tej chwili ma 30 procent jego akcji, a w roku 2019 może ich się całkowicie pozbyć i zapowiada, że zamierza to zrobić.
Szefowie Aer Lingusa byli oburzeni komentarzami O'Leary'ego. — Aer Lingus nie lata na stratach i w żadnym wypadku nie można nas zaliczyć do klubu upadających linii lotniczych, jak to mówi O'Leary - powiedział Declan Kearney, rzecznik Aer Lingusa.
Z kolei rzecznik SAS-a, Henrik Edstrom, nie polemizował z krytyką i przyznał, że linia przechodzi transformację i nieustannie stara się dostosować do trudnych warunków rynkowych.