Linie amerykańskie i europejskie, w tym LOT i operujący z Warszawy do Tel Awiwu Wizz Air, wstrzymały połączenia ze stolicą Izraela po tym, jak koło tego lotniska spadła rakieta Hamasu. Uderzyła w pusty dom w dzielnicy Yahud oddalonej 2 kilometry od pasów startowych.
Linie zniosły zakaz po tym, jak rząd w Tel Awiwie oburzył się na takie zachowanie, a izraelskie władze lotnicze wysłały pismo do swoich odpowiedników w kilkudziesięciu krajach oraz Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA), w którym zapewniły, że lotnisko Ben Guriona w Tel Awiwie jest bezpieczne.
Pismo, do którego dotarła agencja Bloomberga, podpisał Giora Romm, dyrektor generalny izraelskiego odpowiednika naszego Urzędu Lotnictwa Cywilnego, były pilot i oficer lotnictwa. Wyjaśnił w nim w jaki sposób chronione jest lotnisko i dlaczego żadna z ponad 2 tysięcy rakiet, jakie zostały wystrzelone w kierunku Izraela tam nie spadła. Chroniona jest także przestrzeń powietrzna nad Morzem Śródziemnym, dokąd samoloty mogą odlecieć, gdyby na ziemi doszło do jakiegoś incydentu. Zmienione zostały także korytarze, którymi maszyny podchodzą do lądowania i startują.
W piśmie Giora Romm wyjaśnia również, że rakieta, która spadła w Yahud została wykryta przez obronę przeciwlotniczą, ale uznano, że nie wyrządzi ona specjalnych szkód.
Pierwsza cofnęła zakaz lotów amerykańska Federal Aviation Administration (FAA), która jako pierwsza też go wprowadziła. Po niej europejska EASA, która jednak zaleciła jej krajowym odpowiednikom podejmowanie własnych decyzji.