Jest to strajk wyjątkowy, bo ma potrwać do końca maja, a zrzeszeni w związku zawodowym SNPL przerwą pracę na kilka godzin rano i popołudniu, czyli podczas dwóch szczytów komunikacyjnych. Jak wyliczają analitycy, zmusi to zarząd przewoźnika do odwołania przynajmniej 30 z 70 lotów długodystansowych dziennie i bliżej niesprecyzowanej liczby lotów średnio i długodystansowych.
W efekcie jednak zakłóceń komunikacyjnych będzie więcej, bo wywrócona zostanie rotacja samolotów, więc opóźnienia, bądź odwołania lotów będą trwały praktycznie cały dzień.
Prezes Air France Frederic Gagey przyznał, że w tej sytuacji najrozsądniejszym rozwiązaniem jest odwołanie lotów i zmiana rezerwacji pasażerów na loty innymi liniami. Nie ukrywa jednocześnie, że obecna akcja protestacyjna bardzo utrudni, bądź wręcz uniemożliwi Air France powrót do osiągnięcia zysku operacyjnego w tym roku.
Piloci protesują przeciwko wprowadzeniu przez rząd ustawy o obowiązku informowania z 48- godzinnym wyprzedzeniem o wszystkich planowanych akcjach protestacyjnych. Władzom chodziło, by zminimalizować dotkliwe skutki takich protestów dla pasażerów. Zdaniem związkowców taka ustawa godzi w ich prawo do starajkowania i pozwala przewoźnikom zorganizować się np. poprzez ściągnięcie pilotów spoza Francji, więc w efekcie ich strajk nie jest tak skuteczny, jak to było w założeniach. Z kolei Air France argumentuje, że nadmiernie ucierpi z powodu takiej akcji, która ma być prowadzona nie tylko w Paryżu, ale też w innych miastach kraju.
Dla linii lotniczej strajk wiąże się z dotkliwymi stratami. Już wiadomo, że trzydniowy protest najlepiej opłacanych na świecie pilotów Lufthansy walczących o podwyżki, kosztował linię 75 mln euro. I to mimo wsparcia należących do grupy Lufthansy pilotów Austrian Airlines oraz Swissa.